Rzecznik izraelskiego rządu Dany Ayalon nie miał wątpliwości, kto jest odpowiedzialny za zamachy: "Kampania palestyńskiego terroru odbywa się z przyzwoleniem władz Autonomii Palestyńskiej i to one ponoszą za nią odpowiedzialność. Myślę, że wspólnota międzynarodowa powinna zażądać od Palestyńczyków powstrzymania zamachów. To oni zaczęli terror, oni mogą go zatrzymać". Armia izraelska odpowiedziała odwetowym ostrzałem w Ramallah, Jerychu i Dżeninie. Wydarzenia na Bliskim Wschodzie zdecydowanie potępiły Stany Zjednoczone, określając je mianem "bezsensownej spirali przemocy". Amerykański sekretarz obrony Donald Rumsfeld jasno dał jednak do zrozumienia, że Izrael miał pełne prawo do odwetowych ataków: "Gdy ktoś w samobójczych atakach zabija naszych współziomków na przystankach autobusowych czy też w restauracjach, nie można siedzieć z założonymi rękami, nie można tego tolerować. Mamy obowiązek wobec narodu, by podjąć działania, ograniczyć przemoc, a jeśli się da, całkiem ją wyplenić". Zdaniem obserwatorów wczorajszy dzień może stać się atutem dla tych ministrów izraelskiego rządu, którzy opowiadają się za zaostrzeniem środków bezpieczeństwa na Zachodnim Brzegu Jordanu. Na razie jednak nie udało im się przeforsować ogłoszenia niektórych terenów Zachodniego Brzegu zamkniętymi strefami wojskowymi. Tymczasem Izrael odwołał planowane na dziś spotkanie szefa dyplomacji Szimona Peresa z palestyńskim przywódcą Jasserem Arafatem. Spotkanie to miało się odbyć w Egipcie, lecz zostało odwołane właśnie z powodu wczorajszej fali zamachów. Posłuchaj relacji izraelskiego korespondenta RMF Eli Barbura: Ministrowie spraw zagranicznych państw Ligi Arabskiej zaapelowali o wysłanie międzynarodowych sił, których zadaniem byłaby ochrona Palestyńczyków.