W pierwszym ataku terrorystycznym z broni maszynowej został ostrzelany autobus numer 392 jadący z Beer Szewy do Ejlatu - kilkanaście osób odniosło obrażenia. Jak doniosły służby medyczne, ich życie nie jest jednak zagrożone. Około godziny później drugi autobus został trafiony i zniszczony - według źródeł wojskowych - przez rakietę przeciwpancerną. Izraelskie siły bezpieczeństwa informowały również, że z rakiet lub moździerzy zostały ponadto ostrzelane patrole wojskowe w rejonie przygranicznym. Miały też eksplodować przydrożne ładunki wybuchowe. Izraelczycy zabili siedmiu spośród blisko dwudziestu terrorystów, którzy uczestniczyli w atakach. Izrael obarcza odpowiedzialnością za dzisiejsze zamachy Hamas, choć ten stanowczo się tego wypiera. Napastnicy byli dobrze wyszkoleni i uzbrojeni w różnego rodzaju rakiety, moździerze i broń maszynową. Kilku z nich miało na sobie kamizelki z ładunkami używane przez terrorystów-samobójców. Okazuje się, że od kilku dni źródła wywiadowcze ostrzegały przed możliwością zamachów na południu Izraela. Dlatego do Ejlatu przerzucony został zawczasu oddział szybkiej reakcji, który natychmiast podjął interwencję. W przeciwnym razie ofiar byłoby zapewne dużo więcej. Część terrorystów przebrana była w mundury egipskie, co zwiększyło dodatkowo element zaskoczenia. Przypuszczalnie ich celem było też uprowadzenie zakładników do Strefy Gazy lub na egipski Synaj. Według najnowszych doniesień, siły Izraela zaatakowały już cele w Strefie Gazy. W nalocie izraelskim zginęło pięciu bojowników palestyńskich. Wśród zabitych jest lider palestyńskiego ugrupowania Ludowe Komitety Oporu, jego szef wojskowy i trzech członków.