"Kiedy przekroczyli tę czerwoną linię, zareagowaliśmy" - oświadczył Jaalon podczas wspólnej konferencji prasowej z amerykańskim ministrem obrony Chuckiem Haglem w drugim dniu jego wizyty w Izraelu. Agencja AFP zauważa, że Jaalon najpewniej odniósł się do izraelskiego ataku na konwój z bronią koło Damaszku. Pod koniec stycznia zastrzegający sobie anonimowość przedstawiciele władz USA poinformowali, że Izrael dokonał ataku lotniczego na terytorium Syrii, a jego celem był według źródeł izraelskich konwój samochodów z rakietami przeciwlotniczymi dla bojowników libańskiego Hezbollahu. Według nich atak miał miejsce w nocy z 29 na 30 stycznia br. w pobliżu granicy z Libanem. Natomiast syryjskie siły zbrojne podały, iż tej samej nocy izraelskie samoloty zaatakowały wojskowy ośrodek badawczy w miejscowości Dżamraja na północny zachód od Damaszku, gdzie zginęło dwóch pracowników, a pięć osób zostało rannych. Budynek został zniszczony. Agencja AP pisała wówczas, że najprawdopodobniej w obu przypadkach chodzi o ten sam atak. Wspomniani przedstawiciele władz USA powiedzieli ponadto, że na zaatakowanych pojazdach znajdowały się również zaawansowane technicznie rosyjskie rakiety SA-17, które dałyby Hezbollahowi możliwość zestrzeliwania izraelskich odrzutowców, śmigłowców i samolotów bezzałogowych. Po południu amerykański minister obrony spotka się jeszcze z prezydentem Szimonem Peresem. Szef Pentagonu jest trzecim znaczącym politykiem amerykańskim, który składa wizytę w Izraelu w ciągu miesiąca. Ta robocza wizyta po krajach Bliskiego Wschodu zdominowana będzie przez krwawy konflikt w Syrii i program nuklearny w Iranie. Omówione zostaną także ostatnie szczegóły poważnych kontraktów na dostawy broni o wartości 10 mld dolarów, które USA chcą podpisać z Izraelem, Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi (ZEA) i Arabią Saudyjską. Po Izraelu Hagel odwiedzi Jordanię, Egipt, Arabię Saudyjską i ZEA.