Uczestnicy kampanii chcą skłonić rząd do zawarcia ze stroną palestyńską porozumienia w sprawie wymiany więźniów. Solidarność z rodziną żołnierza wyraziły tysiące Izraelczyków, w tym trzej ministrowie oraz deputowani strony rządowej i opozycji. Maszerujący Izraelczycy ubrani byli w koszulki z napisem "Gilad jeszcze żyje", do których przyczepili symbolizujące kampanię żółte wstążeczki. Wieczorem mają dotrzeć do jerozolimskiej rezydencji premiera Benjamina Netanjahu. Następnie rodzina zamierza rozbić tam namiot, w którym będzie koczować aż do uwolnienia żołnierza. Ojciec Szalita, Noam, na początku marszu zapowiedział, że nie wróci do domu bez syna. Netanjahu, który dziś kończy wizytę w Stanach Zjednoczonych, obiecał po powrocie spotkać się z rodzicami żołnierza. Marsz, w którym dotychczas wzięło udział ponad 200 tys. Izraelczyków, wyruszył 27 czerwca spod rodzinnego domu Gilada we wsi Micpe Hila, na północy Izraela. Protesty, w których uczestniczą tysiące ludzi, oznaczają silny nacisk na premiera Netanjahu, by dobił targu z rządzącym Strefą Gazy Hamasem, który Izrael uznaje za organizację terrorystyczną. Izraelski premier oświadczył w ubiegłym tygodniu, że gotów jest wymienić tysiąc palestyńskich więźniów za Szalita, ale nie zgadza się z żądaniem Hamasu, by wypuścić również sprawców zbrojnych zamachów na Izraelczyków. 23-letni obecnie Szalit został uprowadzony do Strefy Gazy w czerwcu 2006 roku przez powiązanych z Hamasem bojowników, którzy zabili dwóch innych członków załogi jego czołgu. Do więźnia nie ma jakiegokolwiek dostępu z zewnątrz, a jedynym dowodem, że nadal żyje, jest upublicznione w ubiegłym roku krótkie nagranie wideo.