Grupa hakerska Black Shadow zapowiedziała, że jeśli żądane 50 bitcoinów (wartości około 950 tys. dolarów) znajdzie się w ich portfelu do piątku rano, nie opublikuje ani nie sprzeda tych informacji. W celu udowodnienia, że posiadają skradzione dane, hakerzy upublicznili m.in. szczegóły praw jazdy domniemanych klientów Szirbitu. Firma zwróciła się już do władz zajmujących się cyberbezpieczeństwem o pomoc. "Osoba, której najmniej można zazdrościć, to szef Szirbitu" - komentuje sytuację dziennik ekonomiczny "Globs". "Jeśli się ugnie, będzie postrzegany jako ten, który przekłada dobro klientów ponad wszystko, ale może otworzyć bramy piekła dla cyberataków na całą gospodarkę Izraela. Jeśli się nie ugnie, zostanie oskarżony o opuszczenie swoich klientów" - wyjaśnia. Dziennikarz Uri Berkowic zauważa również, że dotychczas kraj był względnie chroniony przed tego typu atakami. "Izrael może mieć wspaniałe systemy obronne, ale żaden system nie jest niezawodny. Izrael jest państwem demokratycznym, a jego wirtualne granice, podobnie jak granice fizyczne, są otwarte" - podkreśla. Joanna Baczała