Kierowca, ostrzeżony przez pasażera, który zauważył podejrzany ładunek, kazał natychmiast wszystkim wysiąść z autobusu. Ukryta w torbie bomba eksplodowała tuż po tym, jak sprowadzono na miejsce policyjny oddział saperów, a jeden z nich starał się zbadać ładunek "na odległość" - powiedział rzecznik policji Micky Rosenfeld. Eksplozja wybiła okna w autobusie, ale poza tym obyło się bez szkód, nie ucierpiał też saper, który miał rozbroić bombę domowej produkcji. "Zważywszy na ustalenia saperów na miejscu zdarzenia, uważamy, że był to atak terrorystyczny i nadal szukamy winnych" - powiedział Rosenfeld. Nikt nie przyznał się do zamachu, a policja odmówiła dalszych komentarzy. Była to pierwsza tak poważna próba ataku terrorystycznego w Izraelu od wybuchu bomby w Tel Awiwie w listopadzie 2012 roku, który zabił 20 osób - przypomina AP. Dekadę temu ataki palestyńskich zamachowców samobójców w izraelskich autobusach, restauracjach i innych miejscach publicznych były niemal na porządku dziennym Zamach nastąpił w okresie, w którym ważą się losy palestyńsko-izraelskich rozmów pokojowych - przypomina AP. Tymczasem od wznowienia w lipcu tych negocjacji po trzyletniej przerwie zginęło co najmniej 19 Palestyńczyków i czterech Izraelczyków. Izraelscy żołnierze zastrzelili 19 grudnia dwóch Palestyńczyków i ranili co najmniej ośmiu w dwóch incydentach, do których doszło na Zachodnim Brzegu; Palestyńczycy oskarżyli wówczas Izrael o próbę torpedowania rozmów pokojowych. W ostatnich miesiącach regularnie dochodzi do podobnych incydentów na okupowanym przez Izrael Zachodnim Brzegu.