W Ejlacie nikt nie został ranny - podało wojskowe radio izraelskie. Rzecznik policji potwierdził, że doszło do eksplozji "wokół i w mieście Ejlat", ale nie spowodowały one szkód i nikt nie został ranny. Jordańskie MSW poinformowało natomiast, że jedna rakieta typu Grad spadła na głównej ulicy w Akabie nad Morzem Czerwonym raniąc cztery osoby, w tym jedną ciężko. - Trochę za wcześnie, by o tym przesądzać, ale są powody, by przypuszczać, że strzelano z południa - powiedział komendant okręgowy policji Mosze Cohen w radiu izraelskim, odnosząc się do półwyspu Synaj w Egipcie. Według Cohena dwie rakiety wpadły do morza, a dwie "uderzyły, jak się wydaje, w terytorium jordańskie". Przedstawiciel egipskich służb bezpieczeństwa zapewnił jednak agencję AFP, że rakiety nie zostały wystrzelone z Egiptu. - Rakiety nie pochodziły z Synaju. Jakikolwiek wystrzał tego rodzaju z Synaju wymagałby przygotowań logistycznych i sprzętu, które są nie do wyobrażenia, zważywszy na środki bezpieczeństwa obowiązujące na półwyspie, a zwłaszcza wzdłuż granicy z Izraelem - zapewnił. Jak dodał, "na Synaju nie zauważono jakiejkolwiek podejrzanej aktywności". Jordański minister ds. mediów Ali al-Ajed zapewnił natomiast, że rakieta, która uderzyła w jego kraj, nie została wystrzelona z jego terytorium. W kwietniu w wodach koło Ejlatu znaleziono pozostałości rakiet. Ataki w okolicach tego miasta są rzadkością.