Tel Awiw już dwa tygodnie temu obawiał się takiego rozwoju sytuacji. Z tego powodu pozwolił egipskiej armii na rozmieszczenie 800 żołnierzy w Szarm asz-Szajch i Refah, choć - zgodnie z traktatem pokojowym między dwoma krajami - półwysep powinien pozostawać strefą zdemilitaryzowaną. Już dużo wcześniej Egipt miał poważne problemy z utrzymywaniem kontroli nad obszarami, na których dominują Beduini. Na Synaju operowały też zbrojne grupy palestyńskie, m.in. Hamasu i Islamskiego Dżihadu, dokonując ataków rakietowych na Izrael. - Synaj jest znany jako obszar bezprawia, ale teraz jest poważne ryzyko, że będzie on wielkim zagrożeniem dla Izraela, jeśli Egipt szybko nie odzyska kontroli nad półwyspem - twierdzi wysoki przedstawiciel izraelskiego resortu obrony. Izrael obawia się przede wszystkim, że Hamas wykorzysta sytuację i rozpocznie systematyczne ataki wzdłuż 240-kilometrowej granicy egipsko-izraelskiej. Najbardziej zagrożony jest Ejlat, izraelski kurort nad Morzem Czerwonym. Władze Izraela obawiają się też, że Hamas przemyca z Egiptu do kontrolowanej przez siebie Strefy Gazy znacznie więcej niż dotąd broni i materiałów wybuchowych. O tych zagrożeniach rozmawiali w ostatnio m.in. ustępujący ze stanowiska szef sztabu izraelskich sił zbrojnych Gabi Aszkenazi i jego amerykański odpowiednik Michael Mullen.