Odpowiedzialność za zamachy wzięła na siebie radykalna palestyńska organizacja zbrojna Hamas. W ulotkach, które pojawiły się w Hebronie na Zachodnim Brzegu Jordanu, Hamas informuje, że był to odwet za zgładzenie przez siły izraelskie dwóch przywódców tej organizacji w marcu i kwietniu. "To zaledwie jedna z całej serii akcji, które Brygady Ezzedina al-Kassama zapowiedziały w odpowiedzi na męczeńską śmierć przywódców naszego ruchu szejka Ahmeda Jasina i Abdelaziza Rantisiego" - głosi ulotka. Brygady al-Kassama są militarnym skrzydłem Hamasu. Do zamachu doszło na ruchliwej ulicy, niedaleko siedziby władz miejskich, uniwersytetu i szpitala. Terroryści-samobójcy wysadzili się niemal jednocześnie w dwóch zatłoczonych autobusach. Na miejscu zginęło 12 osób. Później poinformowano, że wybuchła jeszcze trzecia bomba, przed wejściem do centrum handlowego, ale na szczęście był to fałszywy alarm. Jak poinformowała należąca do libańskiego Hezbollahu telewizja satelitarna Al-Manar, bomby zdetonowali dwaj palestyńscy bojownicy-samobójcy. - Autonomia potępia każdy zamach, którego ofiarą są cywile, bez względu na to, czy są to Palestyńczycy, czy Izraelczycy - powiedział Reuterowi Saeb Erekat z władz Autonomii. Premier Izraela Ariel Szaron zapowiedział, że "walka z terroryzmem będzie kontynuowana z całą mocą". Jednocześnie doradcy Szarona mówią, że szef rządu obstaje przy swoim planie wycofania się Izraela ze Strefy Gazy. Więcej na ten temat Były to pierwsze od sześciu miesięcy palestyńskie zamachy samobójcze w Izraelu. Do tej pory w tego typu atakach zginęło ponad 400 osób; do ostatniego zamachu doszło 14 marca w porcie Aszdod, na południu kraju. Zginęło wtedy 10 osób. Izraelskie służby bezpieczeństwa podkreślają, że budowany mur - tak mocno krytykowany przez ONZ, Trybunał Sprawiedliwości w Hadze i Arabów - sprawił, że liczba zamachów w Izraelu spadła o 2/3 w porównaniu z poprzednimi latami.