Rządowy plan rozwoju pustynnego regionu zakłada budowę tysięcy nowych domów mieszkalnych oraz inwestycje w infrastrukturę kosztem miliarda szekli (900 mln złotych) w ciągu kilku lat i ma przyciągać na zapóźnione południe kraju młodych, wykształconych ludzi. Beduini, z których część nadal prowadzi koczowniczy lub półkoczowniczy tryb życia, obawiają się jednak, że deklarowany rozwój ma się odbywać ich kosztem i zaostrzyć konflikt z resztą społeczeństwa izraelskiego. Tym bardziej, że planowi towarzyszy hasło "spełnienia wizji syjonistycznej", a jego realizacją zajmuje się quasi-rządowy Żydowski Fundusz Narodowy. Celem tej powstałej jeszcze w czasach imperium osmańskiego organizacji był wykup ziemi pod osadnictwo żydowskie na terenie Palestyny. Niektórzy ze sprzeciwiających się planom władz demonstrantów powiewali w niedzielę na znak protestu palestyńskimi flagami. Biorący stronę Beduinów obrońcy praw człowieka przypominają, że np. inicjatywa zalesiania regionu przeprowadzana przez Żydowski Fundusz Narodowy doprowadziła w ubiegłym roku do zniszczenia beduińskiej wioski Al-Arakib w pobliżu miasta Beer Szewa. Władze uznawały tę wioskę za nielegalną. Negew - inaczej Okręg Południowy - zajmuje ponad połowę powierzchni Izraela, ale mieszka w nim niespełna 10 proc. spośród liczącej prawie 8 mln mieszkańców ludności kraju. Beduinów jest ok. 200 tysięcy, mieszkają głównie w regionie Negew, gdzie stanowią jedną czwartą mieszkańców. Stale toczą spory o ziemię z instytucjami państwa.