Europejska Agencja Straży Granicznej i Przybrzeżnej (Frontex) wspiera działania straży granicznych państw członkowskich w obszarze kontroli granicznych na granicach lądowych, powietrznych i morskich, wspierając, monitorując i koordynując działania na granicach zewnętrznych Unii Europejskiej. Łukasz Szpyrka, Interia: Śpi pani spokojnie? Izabella Cooper, Frontex: - Czujnym trzeba pozostać zawsze. Frontex ma dobrze działające mechanizmy monitorowania tego, co się dzieje na granicach, wolę współpracy wszystkich krajów członkowskich, nową regulację, wsparcie instytucji unijnych, które dyskutują nad dalszym wzmocnieniem naszej agencji. Na pewno potrzebujemy większej liczby funkcjonariuszy straży granicznych. Nie może być już tak, ze Frontex pojawia się jedynie tam, gdzie trzeba zgasić jakiś pożar. Pracujemy nad tym, żeby te pożary nie wybuchały. Frontex nie szykuje się przypadkiem do gaszenia kolejnego pożaru? - Frontex rozpoczął pracę 13 lat temu jako stosunkowo mała agencja. Mieliśmy kilkumilionowy budżet, dwudziestkę pracowników i jeden statek w Hiszpanii. Teraz nasz budżet wynosi 350 mln euro, w samej siedzibie zatrudniamy blisko 650 osób, a na wszystkich granicach zewnętrznych Unii Europejskiej mamy 20 statków, 8 samolotów, 6 helikopterów i ponad 1300 oficerów. W ostatnich 13 latach zmian było wiele, ale największa miała miejsce 1,5 roku temu, w wyniku wydarzeń z 2015 roku. Był to największy kryzys migracyjny, z jakim Europa miała do czynienia od II wojny światowej - 886 tys. uchodźców i migrantów przypłynęło z Turcji do Grecji i 153 tys. z Libii do Włoch. Stało się wtedy jasne, że Europa potrzebuje lepiej skoordynowanego podejścia jeśli chodzi o zarządzanie granicami i mechanizmów wspomagania tych krajów, które mają granice zewnętrzne UE. Wciąż słychać o możliwym powtórzeniu tego scenariusza. - Obecnie nie możemy już mówić o kryzysie migracyjnym, ani w tym, ani w zeszłym roku. Presja migracyjna w tym roku zmalała o 30 procent w porównaniu do poprzedniego. Obecny poziom presji migracyjnej możemy porównać do tego z 2013 roku, sprzed kryzysu. Oznacza to, że za dwa lata możemy spodziewać się kolejnej fali kryzysu? - Obecna sytuacja na to nie wskazuje, choć tego nie wie nikt. Wydarzenia z 2015 roku jasno pokazały ograniczenia mandatu Frontexu. Główną rolą Frontexu jest udzielanie dodatkowego wsparcia w postaci sprzętu i funkcjonariuszy tym państwom, które mają zewnętrzne granice UE. Szczególnie tym, które mierzą się z presją migracyjną lub wszelkimi innymi wyzwaniami na granicach zewnętrznych. Jeśli pomyślimy o strefie Schengen to zauważymy, że właściwie zniknęły w niej kontrole wewnętrzne. Możemy przejechać z Finlandii na Maltę, z Portugalii do Polski nie wyciągając paszportu. Spójrzmy na Niemcy, które od lat nie przeprowadzają już kontroli granicznej na granicy z Polską, ale kilkaset kilometrów dalej znajduje się granica Polski z Ukrainą, zewnętrzna granica UE. Dla Niemców, Francuzów i Szwedów granice ich krajów przesunęły się niejako na zewnętrzne granice Polski, Włoch, Grecji i Hiszpanii. O to chodzi w Schengen. Zadaniem Frontexu nie jest przejęcie kontroli na tych granicach, bo to należy do obowiązków tych krajów, ale ich wspomaganie. Pozostałe kraje unijne muszą jednak te państwa wspierać w sytuacjach kryzysowych. Na czym więc polega wasze wsparcie? - W praktyce wspieramy kraje Unii wysyłając dodatkowych funkcjonariuszy straży granicznej i przybrzeżnej, statki, samoloty do tych krajów, które są narażone na presję migracyjną. Ci funkcjonariusze są wysyłani przez kraje z całej Europy. Wspomniał pan przed rozmową, że pana koleżanka miała okazję uczestniczyć w jednym z patroli Frontexu. Prawdopodobnie był to statek ze Szwecji, który patrolował w okolicy Włoch. Również polska Straż Graniczna jest bardzo aktywna w naszych operacjach. Byłby pan z pewnością zaskoczony, gdyby zobaczył pan samochód SG patrolujący grecko-turecką granicę. Funkcjonariuszy z Polski, Francji, Estonii, Norwegii i wielu innych krajów można spotkać też na wielu europejskich lotniskach albo podczas patroli na Morzu Śródziemnym. To jest właśnie europejska solidarność w praktyce, a Frontex koordynuje ją pod względem technicznym. Czy w 2015 roku nie byliście przygotowani na kryzys migracyjny o takiej skali? - A czy w 2011 roku byliśmy przygotowani na arabską wiosnę? Nikt również nie był w stanie przewidzieć upadku systemu autorytarnego Kaddafiego, który od 40 lat utrzymywał władzę w Libii. Przemiany w krajach północnej Afryki miały bezpośredni wpływ na to, co się stało w 2015 roku, kiedy do Europy przybyło milion osób. Skala migracji z 2015 roku nie miała precedensu i na pewno była zaskoczeniem dla władz Grecji i Włoch. Oczywiście te dwa szlaki migracyjne były aktywne od lat, ale nigdy w tak dużym stopniu. Ten kryzys szybko nabierał rozpędu. Przez Bałkany Zachodnie migranci przechodzili dalej, z Macedonii jechali pociągami do serbskiej granicy. Korytarz bałkański przez jakiś czas był de facto otwarty. Dopiero później, gdy kolejne kraje wprowadzały kontrole graniczne, a także gdy została podpisana umowa między Turcją a Unią Europejską, sytuacja została opanowana. Proszę sobie wyobrazić, w jakiej sytuacji w tamtym czasie znaleźli się Grecy, którzy dzień w dzień ratowali z morza setki osób przypływających na wyspy na morzu Egejskim. Tysiące ludzi przypływało na małych pontonach z psującymi się silnikami. Te pontony często tonęły chwilę po wypłynięciu, tak bardzo były przeładowane. Były na nich całe rodziny, kobiety w ciąży, dzieci, inwalidzi. Grecy, Włosi i statki Frontexu ratowały tonących dzień i noc. Tak wielka liczba migrantów oznaczała również ogrom pracy dla greckiej i włoskiej straży granicznej: przybyłych migrantów trzeba było zidentyfikować i zarejestrować, sprawdzić w międzynarodowych bazach danych, czy nie są np. ścigani. Wielka presja też pojawiła się na władzach ds. azylu, bo pamiętajmy, ze w 2015 roku większość migrantów pochodziła z ogarniętej wojną Syrii, jak również z Iraku i Afganistanu. Nikt nie był przygotowany? - Kodeks strefy Schengen obliguje kraj, który ma granicę zewnętrzną, by rejestrował wszystkich migrantów, by pobierał odciski palców. Do Grecji, którą zamieszkuje 11 milionów ludzi, przybyło niemal 900 tysięcy migrantów, wśród nich bardzo wielu uchodźców potrzebujących ochrony międzynarodowej. Grecy nie byli przygotowani na taką liczbę ludzi, brakowało funkcjonariuszy i sprzętu. Te wszystkie osoby należało zidentyfikować, ustalić skąd przyjechały, oraz czy kwalifikują się do procedury azylowej. Dyrektor Frontexu zwrócił się do krajów europejskich o zmobilizowanie dodatkowych 600 funkcjonariuszy, którzy mieliby wesprzeć Włochy i Grecję. Wydarzenia z 2015 roku pokazały, jak niewystarczające są nasze zasoby oraz jak ograniczone były nasze kompetencje. Co zmieniła najnowsza regulacja sprzed dwóch lat? - Teraz w sytuacji kryzysowej możemy zmobilizować rezerwę 1500 funkcjonariuszy z państw członkowskich. Obecnie na granicach zewnętrznych pracuje ok. 1300 funkcjonariuszy z różnych krajów europejskich, ale w razie potrzeby możemy oddelegować dodatkowych 1500. Do tej pory Frontex nie mógł też przetwarzać danych osobowych ludzi podejrzanych o przestępstwa transgraniczne. Co ważne, poza statkami, helikopterami itd. oddelegowujemy również oficerów, którzy zbierają informacje na temat siatek przemytników, handlu ludźmi i innych przestępstw, jak również zagrożenia terroryzmem. Wcześniej nie mieliśmy takiej możliwości. Te dane przekazujemy krajom, na terenie których działamy oraz Europolowi. Dzięki tym informacjom zapewniamy bezpieczeństwo wewnętrzne UE. Do 2027 roku liczba waszych funkcjonariuszy może wzrosnąć do 10 tysięcy. - O szczegóły należy pytać KE i PE, które dyskutują nad ostateczną liczbą funkcjonariuszy. Nasze dane jasno wskazują, że na terenie Unii potrzebnych jest więcej wyszkolonych funkcjonariuszy, nie tylko do takich zadań jak kontrola granic, ale też zbieranie informacji na temat przestępstw na granicach. Jednym z najważniejszych zadań Fronteksu jest tzw. ocena narażeń państw członkowskich, czyli sprawdzenie, jak są przygotowane na różne typy zagrożeń. To niezwykle ważne, ponieważ strefa Schengen jest jedynie tak mocna, jak jej najsłabsze ogniwo. Wydarzenia z 2015 roku pokazały to bardzo dobitnie. Zadaniem Frontexu jest nie tylko upewnienie się, czy wszystkie te ogniwa są jednakowo silne, ale również wspomaganie poszczególnych krajów, które współtworzą strefę Schengen. Które ogniwo jest dziś najsłabsze? - Różne ogniwa znajdują się pod różną presją. Presja migracyjna zmienia się dynamicznie. Naszym zadaniem jest przeprowadzanie analizy wszystkich krajów członkowskich. Sprawdzamy, czy każdy kraj należący do UE ma wystarczającą liczbę funkcjonariuszy, zasoby techniczne, czy jest w stanie wystarczająco szybko zareagować na potencjalny kryzys na swojej granicy. Taką ocenę przeprowadzamy co roku dla każdego państwa, po czym w przypadku zidentyfikowania jakichkolwiek słabości formułujemy rekomendacje. Widać, że jakiś kraj wyraźnie odstaje? - Są kraje, które w wyniku aktualnej presji migracyjnej potrzebują większego wsparcia niż inne. Mechanizm oceny narażeń działa, ponieważ leży w interesie wszystkich krajów. Powstaje jakiś ranking? - Nie, rankingów nigdy nie układamy i oczywiście te oceny są tajne. Jak na tym tle wypada Polska? - O żadnym państwie nie mogę mówić w szczegółach, ale tak naprawdę presja migracyjna na Polskę jest znikoma. Krajami, które parają się z największa liczbą migrantów i uchodźców pozostaje Hiszpania, Grecja i Włochy. Jednak problemy, którymi się zajmujemy, nie polegają tylko na nieuregulowanej migracji. Na czym jeszcze? - Zajmujemy się też na przykład walką z przemytem i handlem ludźmi. Szkolimy funkcjonariuszy, jak rozpoznać osoby, które mogą być potencjalnymi ofiarami i jak je chronić. Europol szacuje, że w samym 2015 roku, siatki przemytników ludzi zarobiły od 4 do 6 mld dolarów. Można spokojnie założyć, że te pieniądze nie zostały zainwestowane w budowanie szkół, stabilizację, ochronę zdrowia, tylko poszły zupełnie w drugą stronę. Jaka to skala? - Przez Morze Śródziemne prowadzi główny szlak przemytu kobiet i dziewczynek na rynek prostytucji w Europie. Te kobiety wpadają w ręce kryminalistów na wiele lat, zanim uda im się wykupić z niewoli. Moment, w którym ta kobieta przekracza granicę, jest prawdopodobnie jedynym, kiedy ma kontakt z przedstawicielem prawa i dlatego jest tak ważne, aby oficerowie wszystkich europejskich straży granicznych byli jednakowo przeszkoleni, jak te ofiary przemytu rozpoznać. Spotkała pani takie kobiety? - Tak. Co to za ludzie? - Na szlaku śródziemnomorskim większość ofiar przemytu to kobiety pochodzące z Afryki. Nigeria to bardzo duży rynek, z którego do Europy trafia wiele takich kobiet i nieletnich. Prostytucja to niezwykle dochodowy biznes dla przemytników i bez wątpienia nowoczesna forma niewolnictwa. Te kobiety mają świadomość, gdzie i po co jadą? - Większość z nich myśli, że jedzie do pracy, np. jako fryzjerki albo kelnerki. Głównie są to młode dziewczyny, którym obiecuje się pracę w UE. Nie wiedzą, jaka ta praca naprawdę będzie. To niezwykle ważne, by już na granicy rozpoznać typ osoby, z którą taka kobieta lub dziecko podróżuje. To mechanizm, który się powtarza. Często przemytnik zabrania swojej ofierze odezwać się do przedstawiciela prawa. Wiele z tych dzieci i kobiet podpisuje coś w rodzaju "kontraktu" z miejscowym dżudżumanem (czarodziejem, szamanem - przyp. red.). Zobowiązuje się, że nigdy nie zdradzi tożsamości przemytnika, w przeciwnym razie jej lub jej rodzinie stanie się krzywda. To w pewnym sensie taki tradycyjny odpowiednik naszego notariusza. W rzeczywistości zachodnioafrykańskiej dżudżuman ma kontrolę mentalną nad drugim człowiekiem. Są też kobiety z krajów wschodnich, które są rekrutowane na podobnej zasadzie. Tylko przemytnik nie idzie wtedy do szamana, ale straszy, że zabije rodzinę lub podpali dom. Istotną rolą straży granicznych jest także rozpoznawanie takich przypadków. Co w tej kwestii robi Frontex? - Pracujemy na wielu płaszczyznach. Sytuacje, które opisuję, są identyfikowane już na statkach, następnie informacje są przekazywane odpowiednim służbom. Mamy też bardzo duży dział szkoleń, które są wdrażane we wszystkich krajach unijnych przez poszczególne straże graniczne. Są to szkolenia np. w wykrywaniu fałszowanych dokumentów, rejestracji i identyfikacji, szkolenia w zakresie praw podstawowych, ale również dwuletni program studiów dla funkcjonariuszy. Piszemy również programy nauczania, podręczniki. Poniekąd sami jesteście przewodnikami. - Frontex jest platformą do współpracy, wymiany informacji i najlepszych praktyk. Jeszcze 13 lat temu kraje takie jak Polska wiedziały, co dzieje się na granicach Polski, ale nie miały tak szczegółowej wiedzy na temat sytuacji migracyjnej np. w Hiszpanii, czy zagrożeń we Włoszech. Teraz mamy tu we Frontexie centrum sytuacyjne, gdzie monitorujemy to, co się dzieje na granicach i udostępniamy wszystkie informacje, które do nas spływają wszystkim państwom członkowskim UE. Skoro mamy Schengen, to narkotyki przemycone do Hiszpanii za chwilę mogą być w Polsce, samochód skradziony we Włoszech może być przemycany przez polską granicę na Ukrainę, a osoba podróżująca ze sfałszowanym paszportem przylatuje na lotnisko w Pradze mając na celu dotarcie do Francji. Więc w interesie każdego kraju jest wiedzieć, co się dzieje w innych, jakich metod używają międzynarodowe siatki przemytnicze. Zresztą sprawa Hiszpanii jest dobrym przykładem. Dzięki temu, ze Hiszpanie mieli informacje o kryzysie we Włoszech, byli lepiej przygotowani operacyjnie na obecną presję migracyjną u siebie. A czy Europa, w przypadku ewentualnej kolejnej fali kryzysu migracyjnego, będzie lepiej przygotowana? - Mamy w rękach instrumenty, które pomogą nam lepiej współpracować i wspomagać jakikolwiek kraj UE, który zmierzy się z problemem presji migracyjnej. A jeśli my jesteśmy lepiej przygotowani, to poszczególne państwa także. Wydaje mi się, że po wydarzeniach z 2015 roku wiele państw zdało sobie sprawę, jak wielką pomoc w trudnych chwilach może przynieść Frontex. Wzrosła też świadomość, że trzeba współpracować, by sytuacja z 2015 roku nigdy się nie powtórzyła. Czego brakuje Europie, by spać spokojnie? - Z analizy oceny narażeń wynika, że mamy deficyt funkcjonariuszy straży granicznej we wszystkich państwach członkowskich. Możecie naciskać na państwa członkowskie, by zwiększyły zatrudnienie w straży granicznej? - Możemy wydać taką rekomendację. Istnieją też inne instrumenty, ale to nie jest już zadanie Frontexu, a Rady Europejskiej. Myślę jednak, że po wydarzeniach z 2015 roku dużo się zmieniło w świadomości krajów członkowskich. Nowa propozycja regulacji oraz sam Frontex zwracają szczególną uwagę na to, żeby w strefie Schengen nie było słabych ogniw. Rozmawiał w Warszawie Łukasz Szpyrka