Według ANI bojownicy twierdzą, że próba odbicia zagranicznych zakładników "zakończyłaby się tragicznie". Jeden z porywaczy powiedział mauretańskiej agencji, że wokół miejsca, w którym przetrzymywani są cudzoziemcy, umieszczono miny. Algierska agencja APS podała, że uwolniono Algierczyków, którzy byli wśród zakładników. Nie jest znana liczba zwolnionych osób. Prezydent Francji Francois Hollande poinformował, że jest w stałym kontakcie z algierskimi władzami. Na razie nie ma informacji na temat liczby osób przetrzymywanych przez islamistów - dodał. Biały Dom "monitoruje sytuację" i również jest w kontakcie z władzami Algierii oraz "partnerami w regionie" - powiedział rzecznik amerykańskiej Rady Bezpieczeństwa Narodowego Tommy Vietor. Mauretańskie media cytowały wcześniej rzecznika islamistów, który powiedział im, że wśród 41 uprowadzonych jest siedmiu Amerykanów, a także obywatele Francji, Wielkiej Brytanii i Japonii. Wcześniej podawano, że chodzi też o Norwegów. Według przedstawiciela islamistów operacja była reakcją "na jawną ingerencję Algierii, która zezwoliła francuskiemu lotnictwu na wykorzystywanie jej przestrzeni powietrznej podczas nalotów na północ Mali". Dwa mauretańskie serwisy informacyjne podały, że rzecznik jest członkiem grupy islamistycznej utworzonej niedawno przez Mochtara Belmoktara, jednego z dawnych szefów Al-Kaidy Islamskiego Maghrebu (AQMI). Grupa ta w środę o świcie zaatakowała pole gazowe w Tigantourine, ok. 40 km od Ajn Amnas, które jest eksploatowane przez państwową firmę Sonatrach, brytyjski koncern BP i norweski Statoil. Jest to trzecie co do wielkości pole gazowe w Algierii. Według agencji APS w ataku zginęło dwóch obcokrajowców, w tym Brytyjczyk, a sześć osób, w tym dwóch cudzoziemców, odniosło obrażenia. Jak podaje BP, uzbrojeni napastnicy wciąż okupują te obiekty. Przedstawiciel władz algierskich mówił wcześniej, że napastnicy pochodzili z sąsiedniego Mali, gdzie od 11 stycznia trwa interwencja wojsk francuskich przeciwko islamskim rebeliantom kontrolującym północ kraju.