Symbolicznym wydarzeniem dowodzącym, że nie tylko wyszydzanie, ale nawet krytyka muzułmańskiej obyczajowości może doprowadzić do dramatycznych skutków jest też tragiczna historia Theo van Gogha, holenderskiego reżysera zabitego przez fundamentalistę za krytykowanie islamu. 2004: Sprawa Theo van Gogha Van Gogh, potomek brata słynnego malarza, zginął w czasie przejażdżki rowerowej 2 listopada 2004 roku. 47-letni artysta został przeszyty siedmioma kulami. Napastnik poderżnął mu jeszcze gardło, a do ciała przybił nożem list z fragmentami Koranu. Van Gogh był znany z krytycznego stosunku do islamu. Szczególne oburzenie w społeczności muzułmańskiej wywołał jego obraz "Podporządkowanie", w którym pokazał m. in. praktykowane przez muzułmanów praktyki przymusowego obrzezania czy skatowaną kobietę, na której ciele wypisane są wersety z Koranu. Zabójca reżysera, 27-letni Marokańczyk urodzony w Holandii, oświadczył, że popełnił zabójstwo z przekonań religijnych i gdyby znalazł się na wolności zrobiłby ponownie to samo. Dostał dożywocie. Śmierć van Gogha wywołała w Holandii falę wielostronnych aktów przemocy na tle nienawiści religijnej. Podpalano zarówno meczety, jak i kościoły chrześcijańskie. Przemoc z czasem ucichła, ale w Holandii, gdzie ponad 5 proc. społeczeństwa stanowią muzułmanie, wybuchła dyskusja na temat sensowności utrzymywania społeczeństwa wielokulturowego. Okazało się, że aż 40 proc. Holendrów odczuwa niechęć do muzułmanów. Znacznie wzrosła też popularność skrajnej, antyimigranckiej prawicy. 2005: Koran w toalecie W maju 2005 roku w pogoni za sensacyjnym newsem zagalopowali się dziennikarze amerykańskiego "Newsweeka". W wydaniu z 9 maja umieszczono krótki artykuł o tym, że amerykańscy śledczy w bazie Guantanamo dla wymuszania zeznać osadzonych tam muzułmanów zbezcześcili ich święta księgę. Jak napisała gazeta, śledczy "kładli Koran na sedesach i w przynajmniej jednym przypadku spuścili księgę w toalecie". Artykuł wywołał falę gwałtownych protestów w krajach muzułmańskich, a w czasie najgwałtowniejszych demonstracji, do których doszło w Afganistanie, zginęło 16 osób. Protestowano też w Pakistanie, Egipcie, Arabii Saudyjskiej, Indonezji i Malezji. Kilka dni później - pod presją Białego Domu - "Newsweek" przyznał, że podane informacje nie są do końca potwierdzone, a informator wcale nie jest pewien, co widział. Tygodnik powoływał się na niewymienioną z nazwiska osobę, która czytała wojskowy raport na temat maltretowania podejrzanych o terroryzm więźniów przetrzymywanych w Guantanamo i twierdziła, że jest tam mowa o zbezczeszczeniu Koranu w toalecie. Później jednak osoba ta powiedziała, że nie jest pewna czy rzeczywiście widziała w raporcie fragment o spuszczeniu Koranu z wodą w klozecie i że informacja o tym "mogła być" zawarta w innych dokumentach. "Newsweek" przyznał, że popełnił błąd i przeprosił rodziny ofiar rozruchów wywołanych swoją publikacją. Niewiele później okazało się jednak, że w informacjach gazety było ziarnko prawdy. Pod koniec maja Pentagon potwierdził, że w Guantanamo doszło do "niewłaściwego traktowania Koranu". Zidentyfikowano 13 przypadków rzekomego zbezczeszczenia świętej księgi islamu przez strażników i 3 przez osoby prowadzące przesłuchania. Potwierdzono, że w pięciu przypadkach można było mówić o "niewłaściwym traktowaniu Koranu". Pentagon nie wyjaśnił jednak, co oznacza "niewłaściwie traktowanie Koranu", choć zapewnił, że nie ma potwierdzenia informacji, iż księga była spuszczana w toalecie. 2006: Wyśmiany prorok Kolejny skandal wybuchł pod koniec stycznia tego roku. Wtedy to w kilku krajach arabskich zaczęły się gwałtowne protesty przeciw opublikowaniu w duńskim dzienniku "Jyllands-Posten" 12 karykatur Mahometa. Karykatury łączą postać proroka z islamskimi fundamentalistami - na jednej z nich ma on np. turban z bombą. Obraza jest szczególna, bo islam w ogóle zabrania przedstawiania wizerunku proroka. Rzecz jest o tyle dziwna, że wychodzący w zaledwie 150 tysiącach egzemplarzy duński dziennik wydrukował karykatury we wrześniu zeszłego roku i wtedy sprawa nie nabrała większego rozgłosu. Fala protestów wybuchła niespodziewanie po kilku miesiącach. Wywołało to podejrzenia, że obecne nastroje zostały sztucznie wywołane i są celowo podsycane. Tak czy inaczej faktem jest, że demonstranci podpalają ambasady, a rządy państw arabskich ogłaszają bojkot duńskich towarów. Są też pierwsze ofiary - w Turcji fanatyk zabił włoskiego księdza, w Afganistanie śmierć poniósł jeden z demonstrantów. Reakcją na muzułmańskie protesty były - realizowane pod sztandarami wolności słowa - przedruki karykatur w kolejnych europejskich gazetach, w tym w polskiej "Rzeczpospolitej". Jednak poparcie kolegów po piórze niespecjalnie ucieszyło nawet samych redaktorów "Jyllands-Posten", sprawców całego zamieszania, którzy przyznali kilka dni temu z ubolewaniem, że zrezygnowaliby z tej publikacji, gdyby wiedzieli, jakie będzie miała konsekwencje. "Gdybyśmy wiedzieli, że zaowocuje to groźbami śmierci i ryzykiem zamachów na życie Duńczyków, nigdy nie opublikowalibyśmy tych rysunków" - napisali na łamach gazety. Dziennikarze duńskiego dziennika dopiero po fakcie zdali sobie sprawę z tego, co wynika z wszystkich przytoczonych tu historii: że islam upokorzony to islam walczący.