Z badania przeprowadzonego przez instytut TNS/mrbi wynika, że 35 proc. ankietowanych zamierza w zaplanowanym na 12 czerwca referendum głosować przeciwko Traktatowi. Poparcie dla niego wyraziło 30 proc. respondentów, natomiast 28 proc. jest niezdecydowanych. Jeszcze trzy tygodnie temu chęć głosowania na "nie" deklarowało jedynie 17 proc. Irlandczyków, podczas gdy za Traktatem opowiadało się 35 proc. z nich. W sondażu opublikowanym przez tygodnik "Sunday Business Post" pod koniec maja liczby te wynosiły odpowiednio 33 i 41 proc. Spośród 27 państw członkowskich UE, tylko w Irlandii istnieje ustawowy wymóg poddania traktatu reformującego UE pod referendum. W pozostałych krajach o ratyfikacji decydują parlamenty. Tymczasem Traktat Lizboński może wejść w życie jedynie pod warunkiem jego akceptacji przez każde z państw członkowskich. Oznacza to, że Irlandczycy, stanowiący niespełna 1 proc. populacji Unii Europejskiej, mogą odrzucić projekt, którego podstawowym założeniem jest usprawnienie procesu decyzyjnego w unijnych instytucjach, a przez to ułatwienie funkcjonowania szybko rozszerzającej się Unii. W kwietniu przewodniczący Komisji Europejskiej Jose Manuel Barroso przyznał, że nie ma żadnego planu B, jeśli Irlandczycy odrzucą Traktat Lizboński. Zarówno trzy największe irlandzkie partie polityczne, jak i najważniejsze związki zawodowe oraz organizacje biznesowe popierają Traktat, zastępujący unijną konstytucję, odrzuconą w 2005 r. w referendach przez Francuzów i Holendrów. Także wpływowe Stowarzyszenie Irlandzkich Farmerów (IFA) zarekomendowało niedawno głosowanie na "tak". Przeciwnicy Traktatu są zdania, że w ramach zapisanej w nim redukcji od 2014 r. liczby komisarzy unijnych, Irlandia utraci swojego komisarza. Obawiają się również zakwestionowania statusu podatkowego Irlandii, oraz zrujnowania miejscowego rolnictwa, poprzez otworzenie unijnego rynku żywności na import tańszych produktów. Natomiast dominujący w Irlandii katolicy boją się, że Traktat umożliwi UE zmuszenie Irlandii do złagodzenia rygorystycznego zakazu aborcji oraz zezwolenia na małżeństwa osób tej samej płci. Irlandzkie władze przekonują, że obawy przeciwników są bezpodstawne i przestrzegają, że odrzucenie traktatu zepchnęłoby Irlandię na europejski margines. Argumentują, że Traktat w dużej części został przygotowany przez samych Irlandczyków w okresie przewodniczenia UE. Rząd przyznaje jednak, że dokument nie zawiera żadnych wyraźnych zmian, które ułatwiłyby przekonanie do niego społeczeństwa. W roku 2001 Irlandczycy wywołali kryzys w UE, odrzucając w referendum Traktat Nicejski, który miał usprawnić działanie Unii po przyjęciu 10 nowych krajów z Europy Środkowej i Południowej. Rząd premiera Aherna, krytykowany za brak wystarczającej kampanii informacyjnej, postanowił wówczas powtórzyć referendum i ostatecznie Irlandczycy poparli traktat. Obecnie władze wykluczają możliwość ponowienia głosowania. Ogromne znaczenie dla wyniku czerwcowego referendum może mieć frekwencja: gdy będzie niska, przewagę uzyskają przeciwnicy Traktatu. W 2001 r. Irlandczycy odrzucili Traktat z Nicei przy frekwencji 34,8 proc., ale przyjęli go rok później przy frekwencji 48,5 proc.