Dane sugerują, iż recesja uderza dotkliwiej w imigrantów niż w miejscową siłę roboczą. Według Centralnego Urzędu Statystycznego z początku lutego obcokrajowcy stanowili w Irlandii 18,6 proc. zarejestrowanych bezrobotnych na ogólną liczbę 437 tys. osób. Stopa bezrobocia w styczniu wyniosła 12,7 proc. W październiku ubiegłego roku rząd w Dublinie wprowadził drastyczny plan cięć wydatków, świadczeń socjalnych i płac w sektorze publicznym. Prognozy przewidują, iż gospodarka zacznie się odbijać od dna w drugiej połowie 2010 roku, choć cały rok będzie na minusie - ok. 1,25 proc. wobec spadku o blisko 7,proc. w 2009 roku. Recesja najmocniej uderzyła w sektory budownictwa i bankowości. Rozmówcy wskazują, iż Polacy, którzy najbardziej ucierpieli w wyniku recesji, to nie tylko przysłowiowy "polski budowlaniec", lecz także architekci, inżynierowie budowlani i pracownicy banków. To pokaźna grupa ludzi. Spora część wyjechała z Irlandii do innych państw UE, a także do Australii lub Kanady. Według Anny Paś z organizacji Forum Polonia, wybory życiowe Polaków w Irlandii zależą od tego, w jakim celu przyjechali i na jak długo. - Część z tych, co przyjechała na krótko, by zarobić, wyjechała, a ci, którzy zdecydowali się zostać, to zwykle osoby mieszkające tu dłużej niż dwa lata (po dwóch latach legalnej pracy nabierają prawa do świadczeń socjalnych). A jeśli są tu dłużej niż cztery lata, to swoją przyszłość widzą raczej w Irlandii niż w Polsce - mówi. "Spora część ludzi widzi w recesji nie tylko okres przymusowego zawodowego przestoju, lecz także okazję zrobienia czegoś konstruktywnego. Chodzą na darmowe kursy dla bezrobotnych: komputerowe, pielęgniarskie itd. Próbują zdobyć nowe umiejętności, które mogą się im przydać, gdy gospodarka zacznie się rozkręcać" - dodaje Paś. - Będąc na zasiłku dla bezrobotnych i otrzymując dopłatę do czynszu na mieszkanie można w Irlandii przeżyć, nie w luksusie, ale w miarę spokojnie. W Polsce zasiłek dla bezrobotnych wynosi tyle ile czynsz. Po powrocie z zagranicy dostępny jest przez trzy miesiące, a potem trzeba liczyć tylko na siebie - tłumaczy. Konsulat RP w Dublinie ocenia, że liczba Polaków w Republice Irlandii jest mniej więcej stała. Obecnie szacuje ją na 180-200 tys. wobec 200-250 tys. przed recesją. Oznaką stabilizowania się sytuacji życiowej Polaków jest to, że rodzi się im coraz więcej dzieci bądź też przyjeżdżają one do rodziców z Polski. 70 proc. ogółu wydawanych przez konsulat paszportów to paszporty dla dzieci. Według konsul RP Ewy Sadowskiej spora część wyznaje filozofię "czekania do jutra". "Z roku na rok mówią sobie: a może zostanę jeszcze rok, może dwa, a zobaczę. Większość czeka, co się wydarzy. Gdybyśmy na lotnisku w Dublinie spytali Polaków, kto z nich wraca, a kto wyjeżdża tylko na pewien czas, to wielu nie potrafiłoby odpowiedzieć na to pytanie". Sadowska dzieli polskich imigrantów w Irlandii na trzy grupy: młodych ludzi po studiach w Polsce, którzy w Irlandii przystąpili do pierwszej pracy, osoby w średnim wieku, które nie miały pracy w Polsce lub porzuciły niskopłatną pracę w nadziei na poprawę zarobków za granicą oraz poszukiwaczy szczęścia, którzy nie identyfikują się ani z Irlandią, ani z Polską. W najgorszej sytuacji materialnej jej zdaniem jest druga grupa, ponieważ najtrudniej jest się jej przekwalifikować i zasymilować, zwłaszcza jeśli borykają się z barierą kulturową i językową. Pracownik największej w Irlandii centrali związkowej Siptu, Barnaba Dorda, nie zgadza się z opinią, iż recesja spowodowała pogorszenie nastawienia Irlandczyków do imigrantów, zwłaszcza w miejscu pracy. - Nie chcę mówić, że jest źle lub dobrze. Jest bardzo różnie. Z moich doświadczeń wynika, że jest źle - stale stykam się z przypadkami szykan pracowniczych, niepłacenia za nadgodziny, problemów z urlopami itd. Ale taka jest specyfika mojej pracy (interwencyjnej - red.). Nie mam doświadczenia z polskimi pracownikami zadowolonymi z życia, bo ci do mnie nie dzwonią - powiedział Dorda. - Są owszem zwolnienia wśród Polaków. Niektórzy skarżą się na trudny dostęp do świadczeń socjalnych, mówią, że gdzieś tam jakiś urzędnik nie chciał czegoś im wypłacić. Ale są to dowody anegdotyczne. Może ktoś na kogoś źle trafił, spotkała go przykrość i później na internetowych forach o tym opowiada. Zweryfikować to jest bardzo trudno - dodaje związkowiec. Nowo przyjezdnych jest zdecydowanie mniej, ponieważ w okresie recesji imigrantom o wiele trudniej stanąć na nogi, ale ci, którzy przyjechali wcześniej, "znają system" i nauczyli się jak sobie radzić. Imigranci to wciąż ludzie "raczej młodzi", a w swojej masie stanowią "polskie społeczeństwo w pigułce" ze wszystkimi jego frustracjami, kompleksami i aspiracjami.