Sean Hughes doznał śmiertelnego zatrzymania akcji serca spowodowanego sepsą w 2018 roku. Toczące się od tamtego czasu dochodzenie w sprawie śmierci nastolatka wykazało, że hipoteza na temat infekcji, która miałaby się pojawić dopiero po wizycie u lekarza, jest mało prawdopodobna - czytamy w "The Mirror". Chłopiec zmarł zaledwie kilka godzin po tym, jak zemdlał w swoim domu z powodu zatrzymania akcji serca podczas oglądania telewizji z matką. Kobieta nie zauważyła wtedy, że syn przestał oddychać. Uczeń z Coláiste Eoin w Finglas zmarł 12 stycznia 2018 roku po sepsie, a w celu ustalenia przyczyn tragedii wszczęto śledztwo. Na podstawie zebranych dowodów ustalono, że infekcja, która spowodowała "nagłą i nieoczekiwaną śmierć", mogła już być obecna w ciele Hughesa, kiedy udał się do lekarza ogólnego na kilka dni przed śmiercią. Na posiedzeniu sądu koronera okręgu w Dublinie ujawniono, że 15-latek zmarł w szpitalu pediatrycznym Children's Health Ireland z powodu posocznicy, która była wynikiem połączenia grypy typu B oraz infekcji bakteryjnej, znanej jako gronkowiec złocisty. 15-latek zmarł na sepsę. Wcześniej dostał antybiotyki i leki przeciwbólowe Adwokat rodziny, Damien Tansey, podczas rozprawy stwierdził, że teza zakładająca pojawienie się infekcji dopiero po kontroli zdrowia dziecka około 36 godzin przed zgonem "przeczy logice". Według rodziców Seana gdyby lekarz zauważył u ich syna niepokojące objawy, można było uniknąć najgorszego. Są przekonani, że wizyta u lekarza rodzinnego była "ostatnią szansą, jaką miał na odpowiednią interwencję". Reprezentujący ich adwokat żądał uznania śmierci nastolatka za "nieszczęśliwy wypadek medyczny". Matka chłopca, Karen Phoenix, podczas składania zeznań przyznała, że jej syn miał objawy grypopodobne, gdy wrócił do domu ze szkoły 8 stycznia 2018 roku, cztery dni przed śmiercią - donosi "The Irish Mirror". Następnego dnia został w domu i przez dwa kolejne dni skarżył się, że czuje się "paskudnie". W tej sytuacji kobieta zdecydowała się na zabranie chorego do lekarza, Katriny McCrory, w przychodni Finglas Family Practice jeszcze tego samego ranka, 10 stycznia. McCrory miała stwierdzić, że Hughes ma wysoką gorączkę, "bardzo poważną" infekcję płuc i grypę. Nastolatkowi przepisano antybiotyki i środki przeciwbólowe, a lekarka wyraziła obawę, że stan chłopca może ulec pogorszeniu i doprowadzić do zapalenia płuc. Dopiero później jego matka zdała sobie sprawę, że mimo częstego picia jej dziecko nie oddawało moczu, co jest jedną z oznak sepsy. Nazajutrz chłopiec nadal czuł się źle, a wieczorem na jego ciele pojawiły się plamki. Mimo niepokojących objawów kobieta nie zabrała syna do szpitala, ponieważ odradzono jej to ze względu na trwający sezon grypowy. Rodzina chorego była też uspokojona wizytą u lekarza pierwszego dnia. Nagle przestał oddychać. Lekarz był w szoku, gdy zobaczył prześwietlenie płuc Załamanie zdrowia 15-latka nastąpiła podczas wspólnego oglądania telewizji wieczorem. Phoenix zdała sobie wtedy sprawę, że jej syn nie zasnął, lecz całkowicie przestał oddychać. Do reanimacji przystąpił jej mąż, który zszedł na dół i przeniósł nieprzytomnego chłopca za podłogę. Z zeznań matki wynika, że z nosa i ust chłopca wydobywała się "ciemnozielona substancja". Wezwani na miejsce ratownicy medyczni przewieźli Hughesa do szpitala, ale było już za późno na pomoc. Wstępne badanie potwierdziło zatrzymanie akcji serca i nawet jeśliby przeżył, doznałby nieodwracalnego uszkodzenia mózgu. Lekarz, który pełnił tragicznego wieczora dyżur w szpitalu powiedział rodzicom, że prześwietlenie klatki piersiowej ich dziecka było "najgorszym, jakie kiedykolwiek widział". Podczas rozprawy tata chłopca wyznał: "Dzień, w którym zmarł syn, zniszczył nas i zniszczył naszą rodzinę. Nic już nie będzie takie samo" - przytacza wypowiedź rodzica "The Mirror". Według matki nastolatka dr McCrory zadzwoniła do ich domu w lipcu 2019 roku i przeprosiła za "złą ocenę sytuacji" oraz że nie zdecydowała się na wysłanie chorego dziecka bezpośrednio do szpitala. Lekarz rodzinny zakwestionował jednak użycie takich słów. Niezależnie od dochodzenia prowadzonego przez koronera, rodzina Hughesów wszczęła postępowanie cywilne w związku ze śmiercią Seana. Konsultantka pediatryczna, Siobhan Neville, która opiekowała się chłopcem w szpitalu, nie była w stanie podać dokładnej przyczyny zatrzymania akcji serca u młodego pacjenta, ale rokowania były "katastrofalne" z powodu głębokiego uszkodzenia mózgu. Jej zdaniem nie można też jednoznacznie potwierdzić, czy zatrzymanie akcji serca było wywołane wstrząsem septycznym.