- Testem tego, czy uda się porozumienie ramowe przekształcić w ostateczną umowę, nie będzie komentarz wypowiedziany tego czy innego dnia przez danego irańskiego przywódcę - powiedział zastępca doradcy prezydenta USA ds. bezpieczeństwa narodowego Ben Rhodes. To, czy uda się osiągnąć ostateczne porozumienie do końca czerwca - kontynuował - będzie zależało od zdolności negocjatorów z Iranu, USA i pięciu innych państw do osiągnięcia akceptowalnego porozumienia, "które spełnia nasz podstawowy cel, jakim jest uniemożliwienie Iranowi wejście w posiadanie broni nuklearnej". Przywódca duchowo-polityczny Iranu podważył w czwartek ogłoszone przez USA uzgodnienia w sprawie irańskiego programu nuklearnego, osiągnięte 2 kwietnia w Lozannie w Szwajcarii. W telewizyjnym przemówieniu powiedział, że "to, co zostało dotychczas zrobione, nie gwarantuje ani samego porozumienia, ani jego treści, ani nawet tego, że negocjacje zostaną doprowadzone do końca". "Diabelskie" zamiary USA Oskarżył USA, że wyprodukowały osobny dokument dotyczący warunków ramowego porozumienia, który źle oddaje to, co zostało uzgodnione z Teheranem, zwłaszcza w części znoszenia sankcji i inspekcji obiektów infrastruktury nuklearnej. Jak dodał, świadczy to o "diabelskich" zamiarach USA. Poza nim także prezydent Iranu Hasan Rowhani zapewnił, że jego kraj nie podpisze ostatecznej umowy, "jeśli tego samego dnia nie zostaną całkowicie zniesione wszystkie sankcje ekonomiczne". Rhodes powtórzył, że znoszenie sankcji będzie procesem stopniowym. Przypomniał też, że przywódcy Iranu podobne zastrzeżenia zgłaszali już wcześniej, przed podpisaniem tymczasowego porozumienia w 2013 roku, i ocenił, że jest to taktyka na użytek polityki wewnętrznej Iranu. - Oni mają własnych radykałów, którzy są sceptyczni co do tej umowy - powiedział Rhodes. Ale jednocześnie przyznał, że jeśli Iran nie będzie mógł zaakceptować warunków, jakie już uzgodniono, to nie będzie porozumienia. - Jeśli szczegóły nie będą oddawać porozumienia, jakie zostało osiągnięte (w Lozannie), to nie uzyskamy ostatecznej umowy - powiedział. Obawy obserwatorów w Waszyngtonie Słowa ajatollaha wywołały obawy obserwatorów w Waszyngtonie, że różnice w sprawie interpretacji tego, co zostało dotychczas osiągnięte są zbyt duże, by stronom udało się je pokonać. Natomiast Republikanie, którzy od początku krytykują administrację Obamy, zarzucając jej zbyt duże ustępstwa w negocjacjach na rzecz Iranu, wykorzystali słowa Chameneia, by zakwestionować wyniki rozmów w Lozannie. - Wydaje się, że ajatollah i prezydent Obama mówią o dwóch osobnych porozumieniach i niestety nie mogę powiedzieć, że mnie to zaskoczyło - powiedział w piątek republikański senator Lindsey Graham, który rozważa start w wyborach prezydenckich w 2016 roku. - Prezydent Obama tak bardzo chce porozumienia, że jego administracja próbuje sprzedać porozumienie, które w rzeczywistości może wcale nie istnieje - dodał. 2 kwietnia Iran i sześć światowych potęg - USA, Wielka Brytania, Francja, Rosja, Chiny i Niemcy - zawarły w Szwajcarii wstępne porozumienie w sprawie budzącego kontrowersje irańskiego programu atomowego. Zawiera ono kluczowe punkty przyszłego układu nuklearnego, który ma zostać uzgodniony do 30 czerwca i zagwarantować, że Iran nie wejdzie w posiadanie broni jądrowej. Zakłada m.in., że ograniczenia dotyczące wzbogacania uranu przez Iran będą obowiązywały przez 10 lat, a irańskie zdolności wzbogacania uranu zostaną ograniczone o ponad dwie trzecie. W zamian wspólnota międzynarodowa obiecała znoszenie drakońskich sankcji, które zostały nałożone na irańską gospodarkę. Ale i USA, i Unia Europejska utrzymują, że będzie to następowało stopniowo i pod warunkiem, że Iran będzie wywiązywać się ze swych zobowiązań.