Po tym, jak Iran zaczął się wycofywać z porozumienia atomowego, Stany Zjednoczone zareagowały nakładaniem kolejnych sankcji ekonomicznych. Ucierpiała na tym znacząco gospodarka kraju. Ceny zaczęły rosnąć, a w kasie państwowej pojawiły się braki. Aby rozpędzić nieco gospodarkę i odciążyć budżet, władze zdecydowały się na zmniejszenie państwowego wsparcia dla obywateli, w tym subsydiowania paliwa. Zapadła między innymi decyzja, że dostęp do paliwa dla pojazdów prywatnych ma być ograniczony do 60 litrów miesięcznie, a cena za litr wzrośnie o 50 proc. Te posunięcia rządu w połączeniu z wysoką inflacją, korupcją i pauperyzacją społeczeństwa, przechyliły czarę goryczy. W piątek w kraju wybuchły zamieszki. Aby opanować rozprzestrzenianie się informacji na ten temat, już w sobotę rano, około godziny 6.45 władze Iranu niemal całkowicie zablokowały w kraju dostęp do internetu. Jak informuje "The Jerusalem Post", obywatele mieli do dyspozycji zaledwie około 7 proc. normalnej transmisji danych i możliwości połączenia. Wyłączyli wtyczkę od internetu Jak poinformowała IRNA, oficjalna agencja prasowa Iranu, Ministerstwo Komunikacji i Technologii Informacyjnej ogłosiło, że "Decyzja o wyłączeniu internetu na przynajmniej 24 godziny została podjęta przez Najwyższą Radę Bezpieczeństwa i przekazana wszystkim operatorom w kraju". Chociaż Irańczykom odebrano dostęp do sieci, w świat i tak płyną nagrania pokazujące brutalne oblicze protestów. Przedstawiciele Amnesty International, cytowani przez "Washington Post" poinformowali, że widzieli nagranie wideo pokazujące, jak oddziały prewencyjne policji miażdżą szybu samochodów z kierowcami w środku. Świadkowie mówili przedstawicielom organizacji o snajperach, strzelających do tłumu z dachów budynków (a w jednym przypadku też z pokładu helikoptera), o ciałach zabitych i rannych usuwanych z dróg i szpitali. Philip Luther z Amnesty International stwierdził: "Częstotliwość i zawziętość w używaniu śmiercionośnej siły przeciwko pokojowym demonstrantom w tych i wcześniejszych masowych protestach, jak również systematyczna bezkarność sił bezpieczeństwa, które zabijają protestujących, budzą poważne obawy, że intencjonalne użycie broni palnej w celu miażdżenia stała się częścią państwowej polityki". Przynajmniej 100 banków oraz dziesiątki budynków i samochodów zostało spalonych, a 1000 osób trafiło do aresztu - poinformowała agencja Reuters, powołując się na irańskich oficjeli. Zatrzymani zostali także Niemcy, Turcy i Afgańczycy posiadający podwójne obywatelstwo. Siły bezpieczeństwa Iranu oskarżają ich o to, że są trenowani i opłacani przez zagraniczne agencje wywiadowcze by wzniecić cywilne nieposłuszeństwo w kraju. Mieli też rzekomo posiadać ekwipunek mający służyć do sabotażu - podała cytowana przez Reutersa Irańska agencja FARS, będąca półoficjalnym organem informacyjnym rządu Iranu. Hasan Rouhani: Zwyciężyliśmy zewnętrznego wroga W środę prezydent Rouhani ogłosił, że uliczne zamieszki zostały ukrócone, a Iran zwyciężył w walce z zewnętrznym wrogiem. Ajatollah Chamenei stwierdził, że protesty wcale nie były oddolnym ruchem, a zagrożeniem bezpieczeństwa przez obce czynniki. Jak podaje Reuters, Teheran obwinia o niepokoje wrogów z zagranicy - USA, Arabię Saudyjską i Izrael. Do zwykłych Irańczyków płynęły z zagranicy słowa wsparcia, między innymi od francuskiego rządu, czy od amerykańskiego wiceprezydenta Mike'a Pence'a. Organizacje monitorujące dostęp do informacji potępiają Iran za wyłączenie Internetu. W tym samym dniu w który Rouhani odtrąbił sukces Amnesty International głosiła, że w czasie protestów śmierć poniosło przynajmniej 106 w 21 miastach. Organizacja przypuszcza, że rzeczywista liczba ofiar może sięgać nawet 200. Oficjalnie rząd potwierdził, że zginęło 5 osób, w tym czterech członków sił bezpieczeństwa. W czwartek w południe pojawiły się pierwsze informacje o tym, że po zdławieniu zamieszek władze Iranu zaczęły przywracać obywatelom dostęp do internetu. Aleksandra Zaprutko-Janicka