Zdaniem miejscowych lekarzy, co najmniej 14 rannych jest w bardzo ciężkim stanie. Szpital w Kirkuku zaapelował do mieszkańców o pilne oddawanie krwi, potrzebnej do ratowania rannych. Według informatorów agencji Reutera, wybuch zniszczył linie energetyczne na rynku i w dzielnicy miasta, powodując też pożar wielu stoisk. Zniszczonych zostało bądź spłonęło wiele samochodów. Policja ujawniła później, że dwie główne partie kurdyjskie - Demokratyczna Partia Kurdystanu (PDK) i Patriotyczna Unia Kurdystanu (PUK) otrzymały w ostatnim czasie ostrzeżenia, iż kurdyjskie obiekty w mieście staną się celem ataków. Policja nie wyjaśniła, kto był autorek pogróżek. Setki ludzi - krewnych ofiar, zgromadzonych przed szpitalem w Kirkuku gdzie umieszczono rannych, oskarżały natomiast o atak radykałów islamskich z organizacji Ansar al-Islam. Grupa ta - jak się uważa - jest związana z Al-Kaidą Osamy bin Ladena. Odpowiedzialny za bezpieczeństwo w prowincji Sulejmanii, gdzie leży Kirkuk, Sarkut Hassan informował 22 kwietnia o zatrzymaniu dwudziestu członków Ansar al-Islam. Policja miała też zarekwirować poważne ilości broni i amunicji w kryjówce tej organizacji. Wśród aresztowanych większość stanowili Kurdowie z Sulejmanii - podawał Sarkut Hassan. Jego zdaniem grupa zamierzała atakować cele amerykańskie, a także sił koalicji w Iraku. W Bagdadzie znaleziono ciało zabitego cudzoziemca W Bagdadzie znaleziono ciało zabitego cudzoziemca, prawdopodobnie amerykańskiego cywila - podał przedstawiciel dowództwa USA. Wojskowy nie ujawnił szczegółów, zastrzegając tylko, że zabity z pewnością nie był żołnierzem ani też nie pracował w Ministerstwie Obrony USA. Napad na Rosjan Podczas zbrojnego napadu w Bagdadzie na pracowników rosyjskiego koncernu energetycznego "Interenergoserwis", jeden Rosjanin zginął, a dwaj zostali uprowadzeni - podała dzisiaj rano agencja Ria-Nowosti, powołując się na ambasadę rosyjską w stolicy Iraku. Do ataku doszło wczoraj. Samochód z rosyjskimi pracownikami zaatakowano, gdy wracali oni z odbudowywanej elektrowni w miejscowości Musajeb, położonej w odległości 50 km na południe od Bagdad 13 sadrystów zginęło w Kufie Co najmniej trzynastu Irakijczyków - prawdopodobnie bojowników szyickiej Armii Mahdiego - zginęło minionej nocy w walkach z Amerykanami w Kufie, w polskiej strefie odpowiedzialności w Iraku. Jak podaje agencja France Presse, w Kufie w nocy doszło do intensywnych walk między bojownikami Armii Mahdiego - zwolennikami zbuntowanego radykała szyickiego Muktady al-Sadra - a wojskami amerykańskimi. Informację o ofiarach podał cytowany przez agencję anonimowy oficer wojsk koalicji. Cytowany natomiast przez Reutera również anonimowy oficer amerykańskiej armii informował, że w toku operacji sił USA w Kufie - położonej niedaleko Nadżafu, gdzie ma ukrywać się Muktada al- Sadr - zatrzymano także 14 sadrystów. Rzecznik al-Sadra w Nadżafie natychmiast replikował, iż dowództwo USA "jak zazwyczaj rozmyślnie wyolbrzymia straty w szeregach Armii Mahdiego". Muktada al-Sadr wydał wczoraj swym bojownikom rozkaz rozpoczęcia nowej, zakrojonej na wielką skalę ofensywy przeciwko siłom koalicji na terenie całego Iraku. Śmierć holenderskiego żołnierza W bazie w Samawie na południu Iraku minionej nocy zginął holenderski żołnierz. Holender został ranny w ataku irackich partyzantów - w kilka godzin później zmarł w wyniku odniesionych obrażeń. Irakijczycy obrzucili granatami patrol holenderski na jednym z mostów w Samawie - nad ranem Irakijczyk, jadący rowerem, rzucił granat na inny patrol - dwu holenderskich żołnierzy zostało rannych w wybuchu. W Samawie i całej południowoirackiej prowincji Musanna - kontrolowanej przez Brytyjczyków - stacjonuje około 1260 holenderskich żołnierzy. Ich mandat upływa 30 czerwca i jak do tej pory rząd Holandii nie podjął żadnej decyzji w sprawie przedłużenia misji kontyngentu. Dzisiejsza ofiara to pierwszy żołnierz holenderski, jaki zginął na froncie w Iraku. Sadryści otworzyli ogień w Nadżafie Zwolennicy Muktady al-Sadra strzelali w powietrze, aby rozproszyć demonstrację przeciwników tego zbuntowanego radykała szyickiego, zorganizowaną w pobliżu mauzoleum imama Alego w centrum świętego miasta szyitów, Nadżafu - podała agencja France Presse. Uczestnicy tysiącosobowej demonstracji, zorganizowanej na apel umiarkowanej partii szyickiej Najwyższa Rada Rewolucji Islamskiej w Iraku (SCIRI), domagali się opuszczenia miasta przez al-Sadra i jego zwolenników. Wykrzykiwali hasło: "Zostawcie Nadżaf mieszkańcom Nadżafu". Napięcie wzrosło, gdy demonstranci zjawili się przed biurem Sadra, położonym w pobliżu mauzoleum imama Alego. Członkowie Armii Mahdiego, zbrojnego ugrupowania zbuntowanego radykała szyickiego, zaczęli strzelać w powietrze, ale obyło się bez starć i pochód przeszedł dalej, w pobliże domu duchowego przywódcy irackich szyitów, wielkiego ajatollaha Alego al-Sistaniego, orędownika umiarkowania. Wczoraj członek SCIRI, Saddredin al-Kubbandżi spotkał się z przywódcami plemion i zwolennikami Sistaniego i zaapelował do mieszkańców Nadżafu, aby w najbliższy piątek wzięli udział w demonstracji przeciwko "chaosowi, kłamstwom i okupacji". Oskarżając "elementy zewnętrzne" o wspieranie rebelii, która już ściągnęła na przedpola Nadżafu oddziały amerykańskie i grozi wybuchem walk w centrum miasta, Kubbandżi zażądał od Armii Mahdiego, aby opuściła święte miasto. - Siły okupacyjne trzymały się z dala od Nadżafu i miasto było spokojne, ale gdy sadryści zaczęli rzucać [w okupantów] kamieniami, siły te były zmuszone tu się pojawić - powiedział Kubbandżi. Uważa on, że sadryści "mieli dobre intencje", ale dali się wciągnąć do "spisku, który jest dziełem zwolenników obalonego prezydenta Saddama Husajna i wahabitów". Wahabici, sunniccy fundamentaliści, są tradycyjnymi przeciwnikami szyitów. Zobacz także: IRAK - raport specjalny