Według amerykańskiego rzecznika pułkownika Petera Mansura, nie zginął ani jeden żołnierz USA, a większość ofiar stanowią iraccy cywile, którzy w chwili eksplozji znajdowali się w pobliżu hotelu. Źródła szpitalne mówią o około 20 osobach rannych. Jest wśród nich co najmniej jeden żołnierz amerykański. Pozostali, to trzej cywile oraz iraccy policjanci. Tuż przed południem czasu polskiego rozległa się w śródmieściu Bagdadu potężna eksplozja, a gęsty czarny dym wzbił się nad budynkiem, gdzie mieści się siedziba CIA w irackiej stolicy i mieszka kilku członków irackiej Rady Zarządzającej. Samochód prowadzony przez zamachowca-samobójcę sforsował barierę przed ufortyfikowanym hotelem i eksplodował przed wejściem do jednego z najbardziej strzeżonych budynków w Bagdadzie. Dziennikarz agencji AP widział wynoszone w pośpiechu zwłoki. Niektóre agencje piszą, iż być może do ataku użyto nawet dwóch samochodów. Według arabskiej telewizji Al-Dżazira, szczątki zwłok wylatywały na wysokość 150 metrów. Wokół miejsca eksplozji płonęły samochody i piętrzyły się stosy gruzu. W górze krążyły amerykańskie śmigłowce wojskowe. Setki amerykańskich żołnierzy i irackich policjantów, którzy przybyli na miejsce kilka minut po zamachu, otoczyło kordonem cały rejon i nie pozwoliło zbliżać się nikomu, również dziennikarzom, do miejsca wybuchu. Eksplozja zniszczyła szyby w kilku sąsiednich budynkach, m.in. w hotelu "Palestyna", gdzie mieszka wielu przedstawicieli międzynarodowych mediów, relacjonujących rozwój wydarzeń w powojennym Iraku. Był to drugi w ciągu ostatnich czterech dni zamach w Bagdadzie z użyciem samochodu-pułapki. W czwartek eksplozja w dzielnicy szyickiej biedoty zabiła co najmniej 10 osób.