Dziś - jak codziennie w ostatnim czasie - doszło w Iraku do kolejnych ataków. W zamachach w Chanakinie, Samarze, Szarkacie i Baladzie partyzanci zabili w sumie 17 osób. Niespokojnie było też w Bagdadzie. Rano doszło do strzelaniny na obrzeżach tzw. zielonej strefy - silnie strzeżonego obszaru w centrum miasta, siedziby irackiego rządu i amerykańskiej ambasady. Nie ma odniesień o ofiarach tego incydentu. Z kolei po południu dwie osoby zginęły, a cztery zostało ranne w wyniku ataku rakietowego na ambasadę USA. Stolica Iraku przypomina dziś twierdzę - nad dachami krążą amerykańskie śmigłowce, iraccy policjanci nerwowo patrolują ulice. Na ulicach miasta ruch jest niewielki. Większość mieszkańców stolicy Iraku woli w ogóle nie wychodzić dziś z domów. Wynika to m.in. z godziny policyjnej, która ma obowiązywać od dziś do zakończenia wyborów. Od wczoraj zamknięte są też granice lądowe kraju i lotnisko w Bagdadzie. Zabronione jest podróżowanie między prowincjami kraju. Jutro Irakijczycy wybiorą 275 członków zgromadzenia narodowego, które przygotuje nową konstytucję. Wybiorą także członków 18 zgromadzeń (rad) prowincjonalnych, a na północy kraju regionalny parlament kurdyjski. Wybory stanowią podstawę amerykańskiego planu przeobrażenia Iraku z dyktatury w demokrację, realizowanego od wiosny 2003 roku, gdy wojska USA obaliły reżim prezydenta Saddama Husajna. Główny architekt przedwyborczego terroru, Jordańczyk Abu Musab al- Zarkawi, namiestnik szefa Al-Kaidy Osamy bin Ladena na terenie Iraku, grozi jednak utopieniem wyborów w morzu krwi. Oświadczenie wydane przez jego organizację "Al-Kaida w Iraku" nazywa lokale wyborcze "ośrodkami bezbożnictwa i niemoralności" i ostrzega Irakijczyków, by trzymali się z dala od nich. Dowództwo wojsk USA w Iraku podało, że liczba ataków partyzanckich i terrorystycznych potroiła się w ostatnich dniach. W minioną sobotę, 22 stycznia, było ich 29, a w czwartek już 98. Wielu Irakijczyków będzie się zapewne bać głosować i stać się celem ataków zarówno jutro, jak i później, gdy trudno zmywalny tusz, którym w lokalu wyborczym będzie się oznaczać palce głosujących, uczyni z głosujących na kilka dni łatwo rozpoznawalnych "kolaborantów". Zobacz także: IRAK - raport specjalny