W całym kraju trwają ostatnio na małą skalę protesty przeciwko bezrobociu i brakom, m.in. elektryczności. Organizatorzy zapowiadają jednak o wiele większą mobilizację sił na 25 lutego. Obecne protesty w Iraku nie mają takiej skali jak protesty w Tunezji i Egipcie, niemniej są kłopotliwe dla premiera Nuriego al-Malikiego i zwracają uwagę na wyzwania, jakim rząd musi stawić czoło. Pomimo że Irak ma zaliczane do największych na świecie zasoby ropy naftowej, cierpi na przerwy w dostawach elektryczności. Brakuje również dostaw wody, na ulicach często piętrzą się nie wywożone śmieci. Jednocześnie Irakijczyków oburzają wysokie uposażenia członków władz. Wielu protestujących niosło transparenty z wizerunkiem złamanego serca, wykrzykując hasła mówiące o tym, że dochody z ropy naftowej powinny trafiać do narodu, a nie do kieszeni złodziei. "Rządzie, popatrz na Egipt i Tunezję" - krzyczeli demonstranci, maszerując w śródmieściu. W niedzielę premier Maliki spotkał się z przedstawicielami rządu w sprawie problemów przeżywanych przez Irakijczyków. W oświadczeniu wydanym przez jego biuro zapewnił, że rząd pracuje nad rozwiązaniem problemu przerw w dostawach elektryczności i że zajmie się kwestią racjonowania żywności. Wszyscy Irakijczycy są uprawnieni do otrzymywania racji żywności - jest to pozostałość z czasów, kiedy Irak był objęty sankcjami. Irakijczycy narzekają, że rozdawane przez władze racje są coraz mniejsze, i obwiniają rząd o korupcję. Premier Maliki obiecał, że problemy z elektrycznością zostaną rozwiązane w ciągu dwóch lat.