Na liście irackiego resortu ropy są m.in. Amerykanie, Brytyjczycy, Holendrzy, Rosjanie i Chińczycy. Nie ma natomiast żadnej polskiej firmy. Tak wygląda naprawdę sukces naszej pięcioletniej obecności w Iraku, a Radosław Sikorski jeszcze jako PiS-owski minister obrony zapowiadał, że będziemy wydobywać iracką ropę. Dlaczego w Iraku nie ma polskich spółek? Odpowiedź jest zaskakująco prosta. Żaden polski koncern nie wystartował w konkursie na licencje uprawniające do pracy na irackich polach naftowych i gazowych. Rzecznik PKN Orlen Dawid Piekarz tłumaczył to obawami przed niespokojną sytuacją w Iraku. Nie mielibyśmy możliwości zapewnienia bezpieczeństwa zarówno ludziom, jak i instalacjom - generalnie efektywnego prowadzenia biznesu - stwierdził. Nie jest to jednak jedyny powód. Okazuje się, że PKN Orlen dopiero zdobywa doświadczenie w wydobyciu ropy poza granicami Polski. Dla nas dużym ryzykiem byłoby wzięcie jako pierwszy projekt projektu w ekstremalnie trudnym politycznie i militarnie rejonie świata - zaznaczył rzecznik koncernu. Jak natomiast usłyszał reporter RMF FM Krzysztof Zasada w Polskim Górnictwie Naftowym i Gazownictwie, inwestycje w Iraku są poza zainteresowaniem tej firmy. To nie jest jedyna klęska polskiej dyplomacji. W Kuwejcie zaczyna się międzynarodowa konferencja gospodarcza w sprawie Iraku. Będą wszyscy najważniejsi gracze. Szef naszego resortu dyplomacji nie dostał zaproszenia. Na konferencję z kolei zaproszono z wszelkimi honorami ministra spraw zagranicznych Rosji Siergieja Ławrowa. Rosjanie w przeciwieństwie do Polaków wystartowali bowiem w wyścigu o iracką ropę i mają zagwarantowane licencje. Na liście irackiego ministerstwa ropy jest naftowa spółka Gazpromu oraz koncern Łukoil. Rosyjski gigant ma gwarancję na wydobycie ropy zgodnie z umową podpisaną jeszcze za rządów Saddama Husajna.