Przestrzega przed tym na łamach włoskiej gazety "Corriere della Sera" emerytowany amerykański generał Anthony Zinni. - Toczymy wyścig z czasem. Stany Zjednoczone nie mają ani wystarczających środków finansowych, ani oddziałów, by poprawić bezpieczeństwo w Iraku. Dlatego istnieje pilna potrzeba zorganizowania szerokiej pomocy międzynarodowej - tłumaczy Zinni. Zdaniem byłego szefa Centralnego Dowództwa Sił USA, najlepszym rozwiązaniem byłoby skierowanie do Iraku wojsk z krajów muzułmańskich. W przeciwnym razie żołnierze amerykańscy i europejscy jeszcze częściej będą celami ataków ze strony terrorystów, zwolenników obalonego reżimu, a nawet zwykłych przestępców. Bardzo napięta atmosfera panuje wśród irackich szyitów po piątkowym zamachu, w którym zginął ich przywódca duchowy, ajatollah Mohammed Bakir al-Hakim. Od wczoraj w Iraku trwają demonstracje, w których szyici nawołują do odwetu. Tymczasem nastąpiły pierwsze aresztowania podejrzanych. Nadal nie jest znana dokładna liczba ofiar zamachu. Różne źródła podają, że w wyniku wybuchu przed meczetem-mauzoleum Alego w Nadżafie zginęło od 83 do 125 osób. Eksplozja nastąpiła po zakończeniu piątkowych modlitw, gdy al-Hakim wychodził ze świątyni. Pogrzeb ajatollaha al-Hakima odbędzie się we wtorek w Nadżafie. Będzie miał charakter zbiorowy, wraz z al-Hakimem pożegnane zostaną pozostałe ofiary zamachu. Dzisiaj około 300 tysięcy szyitów wyruszyło w dwudniową, 175-kilometrową wędrówkę z Bagdadu, poprzez Karbalę do Nadżafu, aby wziąć udział w uroczystościach żałobnych. Wielu z idących do Nadżafu nawołuje do odwetu za zabicie ajatollaha. W napiętej atmosferze przebiegała też sobotnia demonstracja szyitów w Bagdadzie. Wiele z haseł wymierzonych było przeciwko Amerykanom, którzy zdaniem szyitów, nie potrafią zaprowadzić porządku w Iraku. Szyici ostrzegli także przed trudnym do wyobrażenia gniewem, jeśli zginie jeszcze jeden przywódca bądź uszkodzona zostanie jeszcze jedna świątynia. W sobotę iracki imam, szyita Mohammed Bahr al-Ulum oświadczył, że na znak protestu przeciwko zamachowi w Nadżafie, zawiesza swój udział w irackiej Radzie Zarządzającej. Jest to pierwszy przypadek zawieszenia udziału w pracach Rady przez jednego z jej 25 członków. Rada powstała w lipcu z inicjatywy USA, a jej jest celem przygotowanie normalizacji w Iraku po upadku reżimu Saddama Husajna. Dokonano już pierwszych aresztowań osób podejrzanych o zorganizowanie zamachu. Zatrzymano 19 osób, wśród których, oprócz Irakijczyków, są także obywatele Arabii Saudyjskiej. Część z zatrzymanych ma powiązania z Al-Kaidą, podały źródła policyjne. Dziennik "New York Times" napisał dzisiaj, że władze USA i Iraku przymierzają się do stworzenia lokalnych oddziałów milicji, które pomogłyby w stabilizacji sytuacji w kraju. Milicja miałaby się składać z kilku tysięcy Irakijczyków, którzy zostali już sprawdzeni przez lokalne władze pod kątem ich współpracy z reżimem Saddama Husajna - donosi nowojorski dziennik.