Na teren ambasady wtargnęło kilkudziesięciu manifestantów. Jak podaje AP, na dachu budynku widać było sześciu amerykańskich żołnierzy z bronią wycelowaną w demonstrantów. Przed placówką zebrały się setki demonstrantów popierających szyickie milicje. Podpalono puste przyczepy, z których korzystali pracownicy ochrony ambasady. Irackie siły bezpieczeństwa użyły przeciw protestującym zebranym przed placówką gazu łzawiącego. Nie jest jasne, czy ktoś odniósł obrażenia. Na miejsce przyjechało siedem pojazdów opancerzonych z ok. 30 żołnierzami irackimi. Wcześniej poinformowano o ewakuacji placówki Ambasador USA i inni pracownicy placówki zostali ewakuowani w związku z protestem odbywającym się przed budynkiem - informuje Reuters, powołując się na źródła w irackim Ministerstwie Spraw Zagranicznych. Jedno ze źródeł agencji podaje, że w środku zostało kilku pracowników ochrony ambasady. Protesty związane są z przeprowadzonymi przez USA nalotami na związane z Kataib Hezbollah cele w Iraku i w Syrii. USA uważają, że Kataib Hezbollah stoi między innymi za piątkowym atakiem rakietowym na bazę wojskową w pobliżu miasta Kirkuk na północy Iraku. Zginął w nim cywilny pracownik amerykańskiej misji wojskowej, a sześć osób zostało rannych. Agencja Reutersa informuje, że zdaniem świadków ochrona ambasady użyła przeciw protestującym granatów hukowych. Korespondenci agencji będący na miejscu słyszeli wybuchy. Dwaj członkowie milicji zostali ranni w wyniku użycia granatów hukowych. Premier Iraku Adel Abdul Mahdi wzywa protestujących by trzymali się z daleka od terenu ambasady. Jak informuje Reuters, szef rządu podkreśla, że jakakolwiek agresja wymierzona w ambasady i zagraniczne przedstawicielstwa zostanie powstrzymana przez siły bezpieczeństwa i zostanie ukarana zgodnie z prawem. Jak informuje agencja Reutersa, protestanci w Bagdadzie zaatakowali i podpalili posterunek ochrony znajdujący się na terenie amerykańskiej ambasady. <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-donald-trump,gsbi,16" title="Donald Trump" target="_blank">Donald Trump</a> poinformował na Twitterze, że za atakiem na ambasadę stoi Iran. "Iran zabił amerykańskiego najemnika, raniąc przy tym wielu. Zareagowaliśmy zdecydowanie i zawsze będziemy to robić. Teraz Iran organizuje atak na amerykańską ambasadę w Iraku. Poniosą za to pełną odpowiedzialność" - napisał prezydent, dodając przy tym, iż Stany Zjednoczone oczekują, że Irak użyje swoich sił do ochrony ambasady. Jak donosi Reuters, w celu rozpędzenia demonstrantów użyty został gaz łzawiący i granaty hukowe. Dwunastu członków milicji zostało rannych. Jeden z korespondentów CNN poinformował na Twitterze, że amerykańska ambasada została zamknięta, a nie ewakuowana. Dziennikarz dodał także, że ambasadora nie było w środku. Dyplomata przebywa obecnie poza krajem na wakacjach. Wiele wskazuje na to, że wszystko zaczęło się procesji pogrzebowej po śmieci 25 bojowników proirańskich, zabitych w niedzielę podczas amerykańskiego nalotu. Protestujący - z okrzykami "Ameryka jest wielkim szatanem" oraz z transparentami, na których było napisane: "Parlament musi pozbyć się wojsk amerykańskich, bo inaczej my to zrobimy", "Zamknijcie amerykańską ambasadę w Bagdadzie" - przełamali pierwszą przeszkodę ogromnej placówki USA i dostali się na jej teren.