W ciągu ostatnich 48 godzin doszło do 25 ataków na siły koalicyjne, co daje nam średnią nieco wyższą niż 12 incydentów dziennie. - To jeszcze jeden argument za tym, żeby nasi żołnierze byli przygotowani na każdą ewentualność bez względu na sektor w którym służą - mówi pułkownik Guy Shields. W dodatku coraz częściej dochodzi do porachunków pomiędzy różnymi frakcjami irackimi. Ich areną stało się również leżące w polskiej strefie stabilizacyjnej święte miasto szyitów Nadżaf. W zamachu bombowym na wielkiego ajatollaha Sajeda Mohammada Saida Tabata-bahiego al-Hakim zginęło trzech jego współpracowników. Sam duchowny wyszedł z ataku z lekkimi obrażeniami. Zamach to najprawdopodobniej przejaw bezpardonowej walki o władzę wśród szyitów. Wojskowa administracja Iraku ma więc coraz więcej powodów do zaniepokojenia. Z tego względu intensywnie szuka nowych rozwiązań. Jak podaje dziennik "The New York Times" blisko 30 tysięcy irackich ochotników pojedzie na Węgry, by w jednej z tamtejszych baz przejść przeszkolenie policyjne. Po powrocie do domu świeżo upieczeni funkcjonariusze pomogliby wojskowym siłom koalicji utrzymać porządek w Iraku. Terror i bandytyzm dotykają nie tylko osoby publiczne czy obcokrajowców. W Bagdadzie dla bandytów sposobem zdobywania pieniędzy są porwania. Uprowadzane są dzieci z bogatych willowych dzielnic. Specjalni wysłannicy RMF do Iraku, Przemysław Marzec i Jan Mikruta rozmawiali z mieszkańcami jednej z nich - tzw. Nego Officer City: Budowanie pokoju pochłania więcej ofiar niż wojna Budowanie pokoju w Iraku z pewnością pochłonie więcej ofiar wśród amerykańskich żołnierzy niż kampania wojenna - pisze dzisiaj bagdadzki korespondent agencji Associated Press. Gdy prezydent Stanów Zjednoczonych George W.Bush 1 maja ogłosił zakończenie głównej kampanii wojennej w Iraku, w walkach bądź w wypadkach życie straciło już 138 amerykańskich żołnierzy. Prawie cztery miesiące później liczba śmiertelnych ofiar wśród Amerykanów wzrosła niemal dwukrotnie, co świadczy o tym, że utrzymanie pokoju i odbudowa Iraku będzie kosztować życie większą liczbę amerykańskich żołnierzy niż zwycięstwo w wojnie - zauważa AP. Wczoraj zginęło kolejnych dwu żołnierzy USA, co oznacza, że liczba amerykańskich ofiar śmiertelnych irackiej operacji wzrosła do 275 żołnierzy. W tej liczbie 137 zginęło w ciągu ostatnich 117 dni - od 1 maja. Spośród nich 65 straciło życie w starciu z nieprzyjacielem. Rzecznik dowództwa koalicji w Bagdadzie, mjr William Thurmond, przyznaje, iż jeszcze przez rozpoczęciem działań interwencyjnych Pentagon zdawał sobie sprawę, że ustabilizowanie sytuacji w Iraku będzie trudnym zadaniem i może pochłonąć wiele ofiar. - Sytuacja zmieniła się zasadniczo: w czasie wojny mieliśmy do czynienia z umundurowanym, zorganizowanym nieprzyjacielem, dziś wróg jest okrutniejszy i atakuje zza węgła - powiedział Thurmond w rozmowie z dziennikarzem Associated Press. Średnio ataki następują co dwie godziny przez całą dobę w różnych punktach Iraku. Sytuację żołnierzy komplikuje nowe zadanie: rola sił pokojowych, co oznacza, iż przede wszystkim muszą chronić życie irackich cywilów i nie mogą wykorzystywać swego całego potencjału bojowego. Gdy w czasie weekendu wzrastała liczba śmiertelnych ofiar wśród amerykańskich żołnierzy, prezydent Bush nasilił kampanię, której celem jest sprowadzenie do Iraku wojsk innych krajów. - Potrzebujemy dodatkowych oddziałów innych państw w Iraku. Zapewniam, że siły te znajdą się w Iraku - powiedział Bush w czasie wczorajszego spotkania z dziennikarzami w Seattle. Nowe zagraniczne oddziały - dodał - miałyby strzec irackiej infrastruktury, co oznaczałoby uwolnienie od tego zadania amerykańskich "grup pościgowych". Od 1 maja w Iraku zginęło także 48 Brytyjczyków, w tym jednak tylko dziesięciu w bezpośrednich starciach. Poniósł śmierć także jeden żołnierz z kontyngentu duńskiego.