Kontrakty te jednak, mimo że dobrze płatne, są niezwykle niebezpieczne. W sobotę zginęło dwóch polskich i dwóch amerykańskich ochroniarzy, pracujących dla firmy Blackwater USA, dziś nadeszły z Iraku wieści o trzech pracownikach brytyjskiej firmy ochroniarskiej Global Risk Strategies, którzy zostali ranni w zasadzce. Samo tylko brytyjskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych ma płacić prywatnym ochroniarzom w sumie milion funtów tygodniowo za ochronę dyplomatów w okupowanym kraju. A ta cena może jeszcze wzrosnąć, gdyż eksperci obawiają się, że w miarę zbliżania się terminu planowanego przekazania władzy Irakijczykom ataki na obcokrajowców mogą się nasilić. Nadto, niezależnie od MSZ, brytyjski departament międzynarodowego rozwoju wydał już dziewięć milionów funtów na ochronę swoich pracowników w Iraku. Chodzi tu więc o naprawdę duże pieniądze i nie jest niczym dziwnym, że nie tylko byli brytyjscy czy amerykańscy członkowie jednostek specjalnych, ale także polscy komandosi po odejściu ze służby zarabiają w ten sposób na życie. Po sobotniej tragedii w Bagdadzie w kraju wybuchła jednak dyskusja na temat tego, czy mają oni do tego prawo. Pojawiały się głosy żalu, że gromowcy odchodzą ze służby i jeżdżą na prywatne kontrakty do Iraku, gdzie zarabiają lepiej niż w wojsku, zaś państwo nie ma pożytku z ich przeszkolenia i doświadczenia. Szef MON Jerzy Szmajdziński nie widzi jednak niczego dziwnego w tym, że byli żołnierze GROM-u zatrudniają się tam, gdzie mogą więcej zarobić, zaś premier Marek Belka podkreśla, że żołnierze tej elitarnej jednostki mają prawo odchodzić ze służby. - Na całym świecie weterani z jednostek specjalnych są niezmiernie poszukiwani w takich miejscach jak Irak, jak Afganistan. Tam oferowane są im olbrzymie pieniądze jak na polskie warunki. Ale to także wiąże się z ryzykiem - powiedział premier. Przyznał, że trudno mu komentować to, co się zdarzyło w GROM-ie w ostatnich latach. - Wiem jednak, że istnienie tej jednostki jest znakomitym wzmocnieniem wojska i nie ma żadnych planów, aby ograniczać jego skalę działania - dodał. Pytany o komentarz do tego, że w Polsce rośnie liczba, jak się wyraził dziennikarz, "najemników" po służbie w wojsku czy policji, Szmajdziński powiedział, że to jest normalne. - Żołnierze GROM-u, żołnierze jednostek specjalnych, szybciej niż w innych formacjach nabywają uprawnienia emerytalne i podejmują decyzje o wyjściu z wojska. Aktywnym w tych jednostkach można być przez 8, 10, 12 lat - podkreślił szef MON. - Ja bym bardzo prosił, by śmierci byłych żołnierzy GROM nie wykorzystywać do jakichś rozliczeń między byłymi żołnierzami a aktualnymi siłami zbrojnymi - zaapelował Szmajdziński. Poinformował on, że z GROM-u od przejścia tej jednostki z MSWiA do MON w 2000 r. odeszło ok. 100 żołnierzy, a przyszło 123 nowych. Zdaniem byłego dowódcy GROM-u, gen. Sławomira Petelickiego, władze w Polsce nie chcą w odpowiedni sposób zadbać o gromowców, stąd część żołnierzy odchodzi, a amerykańskie firmy potrafią to wykorzystać. Firma Blackwater USA zaoferowała im - według generała - stawki 15 tys. dolarów miesięcznie oraz ubezpieczenie. - Ci młodzi ludzie, którzy zginęli, bohatersko walczyli w tej przedostatniej zmianie GROM-ie, oni wrócili w marcu z Iraku i nikt im za to nie podziękował - oświadczył Petelicki. Rzecznik Sztabu Generalnego WP płk Zdzisław Gnatowski poinformował, że żołnierze GROM-u zarabiają najwięcej w polskiej armii; pensje w GROM-ie są wyższe co najmniej o 60 proc. niż żołnierzy w innych jednostkach wojska. Ponadto gromowcom przysługują różne dodatki, m.in. za specyfikę służby (w tym pełnionej w misjach zagranicznych - od 1500 do 2000 dolarów miesięcznie) i najkorzystniejsze rozwiązania emerytalne. Zobacz także: IRAK - raport specjalny