Do ataku moździerzowego doszło w miejscowości Al-Chalis, na północ od Bakuby, ośrodka administracyjnego prowincji Dijala. W związku z błyskawiczną ofensywą sunnickich bojowników Islamskiego Państwa Iraku i Lewantu (ISIL) na północy Iraku premier Nuri al-Maliki w środę ogłosił, że rząd będzie zbroił cywilów gotowych do walk z rebeliantami. Tysiące ludzi odpowiedziało na ten apel. W piątek także duchowy przywódca społeczności szyickiej wielki ajatollah Ali Sistani wezwał wiernych do walki z dżihadystami. Od poniedziałek zajęli oni obszary na północy i w środkowej części kraju, napotykając niewielki opór ze strony sił bezpieczeństwa. Pod ich kontrolą znalazły się m.in.: drugie co do wielkości miasto w kraju Mosul i inne części północnej prowincji Niniwa, Tikrit oraz pozostałe obszary prowincji Salah ad-Din, a także części prowincji Dijala na wschodzie i Kirkuk na północy. W środę przywódca ISIL Abu Mohammed al-Adnani wezwał bojowników, by kierowali się na Bagdad. W sobotę irackie wojska rządowe, wspierane przez bojowników plemiennych, zdobyły kontrolę nad miejscowościami Iszaki i Muatasam w prowincji Salah ad-Din w pobliżu Bagdadu. Były wysłannik ONZ i Ligi Arabskiej do Syrii Lakhdar Brahimi ocenił w rozmowie z agencją AFP, że ofensywa islamistów w Iraku to rezultat bezczynności społeczności międzynarodowej wobec konfliktu w sąsiedniej Syrii. "To dobrze znana zasada: konflikt takiego rodzaju jak ten w Syrii nie może pozostać jedynie w obrębie granic jednego kraju" - oświadczył. Brahimi zrezygnował w maju ze stanowiska, gdyż po prawie dwóch latach wysiłków nie udało mu się doprowadzić do pokoju w targanej konfliktem wewnętrznym Syrii. Wojna ta pochłonęła ponad 160 tys. ofiar śmiertelnych. "Społeczność międzynarodowa niestety zaniedbała problem Syrii i nie pomogła w jego rozwiązaniu. Oto rezultat" - powiedział Brahimi, nawiązując do ofensywy ISIL w Iraku. Organizacja ta jest jedną z najważniejszych grup terrorystycznych w Syrii. Brahimi dodał, że już w listopadzie informował Radę Bezpieczeństwa ONZ o wzroście znaczenia ISIL, które "jest 10 razy bardziej aktywne w Iraku niż w Syrii". "Działania dżihadystów w Iraku mają miejsce na tle wojny domowej między szyitami i sunnitami" - dodał były wysłannik ONZ i Ligi Arabskiej. Podziały wyznaniowe w Iraku są wyjątkowo głębokie. Stanowiący mniejszość sunnici zajmowali za rządów Saddama Husajna najwyższe stanowiska w aparacie rządowym, wojsku i służbach specjalnych. Obecnie władzę sprawuje szyicka większość, a sunnici czują się marginalizowani. "Sunnici będą wspierać dżihadystów, nie dlatego, że są dżihadystami, ale dlatego, że wróg mojego wroga jest moim przyjacielem" - wyjaśnił Brahimi.