Zmęczeni członkostwem w grupie, gdzie by dać pokazową lekcję innym masakruje się twarz struną z pianina, wielu z szeregowych członków grupy w Iraku zostaje informatorami sił zbrojnych USA. I nie są to tylko pojedyncze przypadki. Jest coraz więcej plemion, które stoją ramię w ramię z siłami międzynarodowymi. - Rozmawiamy z ludzmi, którzy przypuszczalnie pracowali w Al - Kaidzie w Iraku i którzy chcą się teraz miec pokój w kraju - mówi pułkownik Ricky Gibbs dowódca czwartej brygady z pierwszej dywizji piechoty. - Dni Al - Kaidy sa policzone - twierdzi porucznik Stephen Michael. Dodaje on, że najważniejszym czynnikiem powodzenia akcji amerykanów staje się podejście miejscowej ludności i szeregowych bojowników organizacji, którzy sami zgłaszają się do dowódców. Inny porucznik dodaje, że niektórzy członkowie siatki mówią dokładnie, gdzie, co i kto zrobił. Motywacją dla tak obszernych zeznań nie jest chęć amnestii, ale po prostu zmęczenie okrucieństwem i chęć wyjścia cało z działalności w Al - Kaidzie. Postęp w pozyskiwaniu wiarygodnych źródeł jest jednak dosyć powolny, bo siatka ma swoje sposoby by ludzie siedzieli cicho. W tym miesiącu znaleziono na ulicach Daury dwa ciała bez głów z przyczepioną notatką ostrzegającą przed współpracą z siłami USA.