Poprzedni minister obrony, Jerzy Szmajdziński z SLD, obiecywał, że polski kontyngent opuści Irak do końca tego roku. Nowy rząd nie wyklucza natomiast, że w misji stabilizacyjnej na Bliskim Wschodzie nadal będziemy brać udział. Ostateczna decyzja ma zapaść w grudniu. Nowy szef MON, Radosław Sikorski, odwiedził już Irak i nie wyklucza przedłużenia pobytu Polaków w tym kraju, choć nasz kontyngent uległby wówczas kolejnemu "odchudzeniu". To zmiana dotychczasowych obietnic, nawet, jeśli podobne decyzje podjęli już inni członkowie koalicji antyterrorystycznej w Iraku - np. Estonia i Łotwa. Pierwsza z nich ma jednak w Iraku zaledwie 39 żołnierzy (Polska - ok. 1400), a druga - 135. Nawet trzon koalicji - obok Amerykanów - Wielka Brytania, której kontyngent liczy dziś w Iraku 8500 żołnierzy - rozważy prawdopodobnie ich wycofanie do końca 2006 roku. Czy Polska powinna zatem kontynuować udział w cieszącej się coraz mniejszym poparciem opinii publicznej operacji? Politycy podkreślają, że z Iraku należy wycofać się wtedy, kiedy w tym kraju będzie bezpiecznie, a tamtejsza armia i policja przejmie w pełni odpowiedzialność za owo bezpieczeństwo. Problem w tym, że niewiele wskazuje na to, iż stanie się to w ciągu kilku miesięcy czy nawet roku. Afganistan zamiast Iraku? - W myśl zapowiedzi poprzedniej ekipy rządzącej to miała być "transakcja wiązana". Wycofujemy się z Iraku, ale w ramach zobowiązań sojuszniczych w NATO w 2007 roku obejmujemy dowodzenie misją w Afganistanie - mówi INTERIA.PL Paweł Graś, poseł PO, członek sejmowej Komisji Obrony. W Iraku pozostawilibyśmy w takim wypadku jedynie niewielką ekipę szkolącą irackie siły bezpieczeństwa, a do Afganistanu ruszyłoby ok. 1000 Polaków. - Komisja Obrony zapyta pilnie ministra obrony i o ewentualne przedłużenie misji w Iraku i o udział w operacji w Afganistanie - zapewnia Graś. Na razie nic nie jest przesądzone - decyzje zapadną ok. połowy grudnia - zapowiada minister Sikorski. Najpierw szef naszej dyplomacji, Stefan Meller, pojedzie do Waszyngtonu. Tam będzie rozmawiał m.in. o tej sprawie. Żeby jednak wysłać odpowiedni kontyngent do Afganistanu i przedłużyć pobyt naszych żołnierzy w Iraku, trzeba ich do udziału w tej misji odpowiednio przygotować. Czy takie przygotowania już podjęto? - zapytaliśmy rzecznika dowódcy Wojsk Lądowych, mjr. Dariusza Piotrowskiego. - Pewne prace już trwają - przyznaje w rozmowie z INTERIA.PL, ale o żadnych szczegółach na razie nie chce się wypowiadać. Potwierdza jedynie, że na takie misje nie da się wysłać naszych żołnierzy z dnia na dzień. A trzon kontyngentu stanowiłyby z pewnością siły lądowe. To samo usłyszeliśmy w biurze prasowym Sztabu Generalnego WP. - Jesteśmy zawsze przygotowani do realizacji zadań, jakie wyznaczają nam politycy - powiedziano nam. W przypadku ewentualnego kolejnego kontyngentu wysyłanego do Iraku nie ma jednak na razie - jak twierdzi Sztab - "zbierania ochotników na misję". Trzon owej ekipy stanowiliby bowiem ci żołnierze, którzy w ramach obecnej zmiany pozostali w odwodzie w kraju, gotowi - w razie potrzeby - do natychmiastowego wyjazdu do Iraku. Amerykańska tarcza nas osłoni? Ale udział w dwu zamiast jednej niebezpiecznej misji (na razie, jak wynika z informacji na stronach internetowych resortu obrony, w Afdganostanie mamy tylko 9 żołnierzy) to nie koniec naszej wojskowej aktywności w NATO i zagranicznych misjach. Kontrowersyjny jest dla części polityków ewentualny udział Polski w amerykańskim programie budowy tarczy antyrakietowej. Deklaracja nowego rządu o wejściu do owego programu jest w "Solidarnym państwie" - załączniku do exposé premiera Kazimierza Marcinkiewicza. Jesteśmy pierwszym w Europie państwem, które wydało takie oświadczenie. Niemniej wstępne rozmowy z Amerykanami na temat tarczy zaczął już poprzedni rząd. Możliwe byłoby w ich wyniku stworzenie na terenie naszego kraju bazy z podziemnymi silosami na antyrakiety. Generalnie chodzi w tym wypadku o zabezpieczenie przed ewentualnym atakiem ze strony Iranu, Korei Północnej lub Syrii. Takiej bazy, poza nami, chcą też Czesi i Węgrzy. Ale to nie znaczy, że nie jest to pomysł kontrowersyjny. Ustępujący prezydent Aleksander Kwaśniewski powiedział, że nie ma na razie żadnych decyzji ani zobowiązań w sprawie wejścia Polski do programu tarczy antyrakietowej. - Kwestia baz antyrakietowych, czy całej przestrzeni chronionej w ten sposób, jest jednym z elementów dyskutowanych w USA, przez USA w ramach NATO w związku z całą zmianą, jaka dokonała się na scenie geopolitycznej - oświadczył w poniedziałek. I zapewnił, że "nie ma żadnych decyzji ani zobowiązań, ani żadnych - poza generaliami - rozmów". Nowy szef rządu z kolei wydaje się już wycofywać z tych zapowiedzi. - Żadne decyzje w tej sprawie nie zapadły, wszystko poddamy gruntownej analizie i dopiero wtedy będziemy informować społeczeństwo o tym, czy to dobrze, czy źle dla Polski - mówił w TVN Kazimierz Marcinkiewicz. Jerzy Szmajdziński twierdzi, że nasza nadgorliwość może zostać źle odebrana przez sojuszników z NATO i Rosję. Udział Polski w tym programie nie zmieni bezpośrednio naszego bezpieczeństwa - wzmocni je pośrednio przez większy związek z USA, ale jednocześnie wyeksponuje Polskę jako cel - sądzi z kolei gen. Bolesław Balcerowicz, były rektor Akademii Obrony Narodowej. Według niego, program "nie znajduje poklasku nigdzie, z wyjątkiem Australii". Ale nie wszyscy mają tyle wątpliwości co do uczestnictwa w tarczy. - Uważam, że nasz udział w tym programie jest istotny dla bezpieczeństwa Polski. Zyskalibyśmy jego większe poczucie - powiedział poseł Paweł Graś INTERIA.PL. Dodaje, że to dobry pomysł także z tego powodu, wzrósłby prestiż i pozycja Polski m.in. w NATO. Czy zatem warto zabiegać o udział w tym programie? Były ambasador USA w Warszawie, Nicholas Rey, odradza to naszym politykom. - To system eksperymentalny, bardzo drogi i nie popierany przez większość Amerykanów - ostrzegł w rozmowie z PAP. Pytany o tę opinię poseł Graś, mówi, iż wraz z postępem techniki "na każdą tarczę znajdzie się antytarcza". Niemniej nadal uważa, iż obecność Polski w tym programie to dobry pomysł. Sami politycy nie mają zatem jednoznacznej opinii na ten temat. Na razie wiadomo tylko tyle, iż radary, czujniki, wyrzutnie rakietowe i inne elementy tarczy są budowane na Alasce, w Kalifornii i na wyspach Pacyfiku. Dalsze plany przewidują rozbudowę systemu w zaprzyjaźnionych z USA krajach i umieszczenie pewnych elementów tarczy w kosmosie.