Największą zagadką jest nie to, dlaczego zginął, lecz to, dlaczego pozwolił się zabić. Ciało 55-letniego Denisa Donaldsona znaleziono 4 kwietnia w wiejskiej chacie na terenie hrabstwa Donegal w Irlandii. Jego prawa dłoń była niemal odrąbana, a w piersi miał dwie dziury po pociskach z dubeltówki. W grudniu ubiegłego roku Donaldson przyznał publicznie, że przez 20 lat donosił za pieniądze brytyjskim służbom specjalnym. Wywołał szok u republikanów (IRA i jej polityczne ramię Sinn Féin), był bowiem jedną z ważniejszych postaci w ich szeregach. Do Irlandzkiej Armii Republikańskiej wstąpił w roku 1970, gdy ulsterscy nacjonaliści rozpoczynali kampanię terroru przeciwko brytyjskiemu panowaniu w Irlandii Północnej. Brał udział w zamachach bombowych, za co został skazany na 10 lat. Siedział razem z Bobbym Sandsem, który w 1981 razem z dziewięcioma innymi skazańcami zagłodził się na śmierć, żądając przyznania statusu więźniów politycznych. Sands stał się męczennikiem sprawy republikańskiej, a fotografia przedstawiająca go obejmującego uśmiechniętego Donaldsona - jedną z republikańskich relikwii. Po wyjściu z więzienia Donaldson zajmował się kontaktami IRA i Sinn Féin z zagranicą: podróżował do Stanów Zjednoczonych, by zbierać fundusze wśród diaspory irlandzkiej; dzielił się doświadczeniami z separatystami baskijskimi i Organizacją Wyzwolenia Palestyny. Jego zwierzchnicy powinni zainteresować się tym, dlaczego mimo kryminalnej przeszłości bez przeszkód przekracza granice. Na dwa fronty Pracę dla brytyjskiego wywiadu MI5 Donaldson zaczął w 1983 roku. Opowiadał później, że dał się zwerbować, bo został przydybany "w delikatnym momencie życia". Najprawdopodobniej chodziło o jeden z romansów, w które wdawał się bez opamiętania. Zwalczający terroryzm Wydział Specjalny brytyjskiej policji dysponował agentkami, które uwodziły, a następnie szantażowały żołnierzy IRA. Donaldsonowi zagrożono też ponoć uwięzieniem członka jego rodziny. Uległ i został wciągnięty na tajną listę płac wywiadu Jej Królewskiej Mości. Jego zadaniem było przekazywanie informacji, ale też wykorzystywanie swojej pozycji do wzmacniania umiarkowanego skrzydła republikanów i marginalizowania działaczy niepopierających procesu pokojowego. Jako przyboczny szefa Sinn Féin Gerry'ego Adamsa mógł to robić bez wzbudzania podejrzeń. W 1998 roku został szefem administracji swojej partii w nowo utworzonym parlamencie Irlandii Północnej, która zaczynała przygotowywać się do zakończenia krwawej wojny. W 2002 na skutek terroru bojówek protestanckich i odmowy zdania broni przez IRA proces pokojowy zamarł. Wówczas wybuchła dziwna afera szpiegowska - policja oskarżyła Donaldsona i dwie inne osoby o wykradanie z biur rządowych dokumentów na użytek IRA. Chodziło m.in. o domowe adresy funkcjonariuszy więziennych i zapisy rozmów telefonicznych premiera Blaira z prezydentem USA. Ci, którzy podjęli decyzję o aresztowaniu Donaldsona, albo nie wiedzieli o jego podwójnej roli, albo postanowili go ukarać za niewywiązywanie się ze zobowiązań. Donaldson mógł grać na dwie strony, wykorzystywać swoje kontakty z wywiadem brytyjskim do przekazywania informacji republikanom. W grudniu 2005 roku zarzuty nagle wycofano ze względu na "interes narodowy". Zadowolony Donaldson pojawił się w towarzystwie szefów Sinn Féin i oświadczył, że rzekoma siatka szpiegowska IRA w administracji Ulsteru była wymysłem brytyjskich służb specjalnych. Kilka następnych dni przypieczętowało jednak jego los. Policja ostrzegła go, że prasa chce ujawnić jego szpiegowską przeszłość. Z dzisiejszej perspektywy wygląda to na czystą prowokację, nic bowiem nie wiadomo o tym, aby jakaś redakcja przygotowywała sensacyjny materiał o Donaldsonie. Ten jednak wolał uprzedzić bieg wydarzeń i wyznał prawdę kierownictwu Sinn Féin. Parę godzin później wystąpił w telewizji z przeprosinami i samokrytyką. Irlandzka zemsta Jako długoletni członek IRA Donaldson doskonale wiedział, że zapłatą za zdradę może być tylko śmierć. Mimo to odrzucił ofertę zmiany tożsamości i ukrycia się, co rzekomo proponował mu wywiad brytyjski. Zaszył się w znanej bojownikom IRA chacie pasterskiej bez wody i prądu, używanej niegdyś jako kryjówka i magazyn broni. Dziennikarzowi, który go odwiedził, powiedział, że nie zamierza wrócić do polityki i niczego już nie oczekuje od życia. - Chyba liczył na amnestię w zamian za wyznanie prawdy. To było bardzo naiwne - komentował Sean O'Callaghan, były informator policji irlandzkiej w IRA. Jednak te kalkulacje nie były całkiem bezpodstawne. Ledwie kilka miesięcy wcześniej IRA ogłosiła zaprzestanie walki zbrojnej i rozbroiła się, a rządy w Londynie i Dublinie po raz pierwszy pochwaliły ją za dotrzymywanie słowa. Głośne zabójstwo byłoby w tej sytuacji poważną plamą na nowym wizerunku IRA. Teraz republikanie zapewniają, że likwidacja Donaldsona to nie ich sprawka. Wyrok mógł wykonać jakiś dawny kolega ofiary w ramach osobistej wendety, np. żeby pomścić krzywdę, jaką komuś z jego bliskich wyrządziły informacje przekazane przez Donaldsona Brytyjczykom. Są i inne możliwości - zamach mogła zorganizować grupa renegatów katolickich lub lojalistów protestanckich, aby zniweczyć wysiłki pokojowe. Donaldson został zabity niemal w przeddzień ogłoszenia brytyjsko-irlandzkiego planu przywrócenia samorządu w Irlandii Północnej. Powstała również nieco fantastyczna teoria, iż Donaldsona zlikwidowały brytyjskie służby, nie chcąc dopuścić do ujawnienia przezeń szczegółów wieloletniej współpracy. Następni w kolejce W każdym razie, choć zawarto pokój, byli szpiedzy nie mogą czuć się bezpiecznie. A jest ich niemało. Przyjęta w latach 70. przez rząd brytyjski taktyka infiltracji szeregów IRA okazała się niezwykle udana. Wywiad zyskiwał cenne informacje, a dodatkowo siał w szeregach wroga atmosferę paranoicznej podejrzliwości. Działacze IRA wiedzieli, że każdy z nich mógł być donosicielem. Od tamtego czasu więcej ich zginęło we wzajemnych porachunkach niż w walkach z Brytyjczykami. Najwyżej postawionym ujawnionym agentem brytyjskim obok Donaldsona był Freddie "Steak knife" ("Nóż do steków") Scappaticci. W IRA zajmował się ni mniej, ni więcej, tylko... likwidacją zdrajców. Teoretycznie był nie do wykrycia, bo ocena lojalności członków IRA należała do niego samego, dzięki czemu ewentualne podejrzenia mógł kierować na fałszywe tory. Scappaticci miał na sumieniu kilkadziesiąt zabójstw. Popełnił je w czasie, gdy brytyjski wywiad w teorii kontrolował go i wypłacał 80 tys. funtów rocznie. W końcu jednak został ujawniony i od 2003 roku ukrywa się przed zemstą dawnych towarzyszy. Mniej szczęścia miał Eamonn Collins, który załamał się w śledztwie i wyjawił tożsamość kilku swoich kolegów, co doprowadziło do aresztowań. Collins napisał też książkę "Killing Rage" zawierającą opisy brutalnych metod stosowanych przez IRA. W 1999 przypłacił to życiem. Strategia utrzymywania informatorów w IRA była skuteczna, ale i kontrowersyjna. Nie chcąc podważać swojej wiarygodności, agenci musieli wykonywać rozkazy bez najmniejszego wahania i litości. - Jak ktoś mówi mi "musisz dzisiaj zabić tego czy owego", to jeśli odmówię, ja sam zostanę zabity, a potem i tak zabiją człowieka, którego ja miałem zabić - tłumaczył jeden z agentów Kevin Fulton dziennikarzowi "Atlantic Monthly". Przypadek Fultona stanowi koronny dowód ryzykowności brytyjskiej strategii zwalczania IRA. Ten brytyjski żołnierz umieszczony w IRA w latach 80. został specjalistą od bomb. W latach 90. Fulton wyjechał do Stanów, gdzie brytyjskie służby w porozumieniu z FBI zorganizowały mu zakup kontrolowany posiadanego przez Amerykanów detonatora bomb na podczerwień. Zakup zorganizowano nie po to, by go udaremnić, lecz by wiedzieć, co Irlandczycy kupują, i przygotować środki zaradcze. W rezultacie IRA weszła w posiadanie zabójczego wynalazku. Wykorzystała go m.in. w 1998 roku w Newry - zginęła wówczas policjantka, a jej kolega stracił obie nogi. Fulton twierdzi, że IRA podzieliła się jego detonatorem z Palestyńczykami, baskijską ETA, kolumbijską partyzantką FARC, a ostatnio jest on używany w Iraku, gdzie bomby o konstrukcji identycznej z irlandzkimi zabiły co najmniej ośmiu brytyjskich żołnierzy. Fulton ukrywa się dziś przed wszystkimi. Jest rozgoryczony, że jego brytyjscy opiekunowie odmówili przyznania mu nowej tożsamości i emerytury wojskowej, twierdzi nawet, że chcieli go zabić. Boi się też zemsty republikanów, zwłaszcza odkąd jedna z gazet opublikowała jego aktualne zdjęcie. Choć wszystko wskazuje na to, że w Irlandii Północnej po 35 latach wojny zapanuje w końcu trwały pokój, to Denis Donaldson zapewne nie jest ostatnią ofiarą konfliktu, który pochłonął już 3,6 tys. ludzkich istnień. Istnieje wiele niewyrównanych rachunków, a na powstanie irlandzkiej komisji prawdy i pojednania, która oferowałaby wybaczenie w zamian za wyznanie win, nie zanosi się. Kto mieczem wojował, od miecza może zginąć. Nawet po wojnie. Robert Stefanicki Czytaj więcej w tygodniku "Ozon"