W czasie poprzedniej misji rozbrojeniowej ONZ w Iraku, przerwanej w 1998 r., irackie władze odmówiły udostępnienia inspektorom kilkunastu siedzib przywódcy kraju, w których - zdaniem zachodniego wywiadu - mogą być ukryte laboratoria zajmujące się badaniem broni masowej zagłady. Inspektorzy, mający zgodnie z rezolucją RB ONZ działać z zaskoczenia, także dzisiaj nie poinformowali dziennikarzy o celu wyjazdu. Konwój sześciu pojazdów ONZ wcześnie rano opuścił bagdadzki hotel Canal, gdzie znajduje się główna kwatera misji rozbrojeniowej i udał się do centralnej dzielnicy Bagdadu - Karkh. Tam misja wjechała na teren siedziby prezydenta Iraku. Przed wjazdem do pałacu, inspektorzy przez dwie-trzy minuty prowadzili dyskusję z wartownikami, którzy najwyraźniej mieli wątpliwości, czy wpuścić cudzoziemców. Po uzyskaniu zgody zwierzchnich władz, otworzyli bramę. Dziennikarzy nie wpuszczono na teren pałacu. Już po wyjeździe inspektorów mogli w ciągu kwadransa zwiedzić część kompleksu, jednakże żaden z pracowników nie chciał z nimi rozmawiać. Dzisiaj iracki minister spraw zagranicznych Nadżi Sabri oskarżył natomiast Stany Zjednoczone o próby zakłócenia misji ONZ. Wskazał tu na wojownicze wypowiedzi amerykańskich przywódców, podważające autorytet inspektorów ONZ. Sabri podkreślił, iż jeśli inspektorzy będą działać bez presji z zewnątrz, dowiodą "kłamliwości" twierdzeń USA i W. Brytanii o istnieniu w Iraku arsenałów broni masowej zagłady. - Otworzymy przed misją ONZ wszystkie obiekty - oświadczył iracki minister, apelując jednocześnie do ONZ o wywiązanie się z własnych zobowiązań, w tym - uchylenia sankcji wobec Iraku. Misja ONZ - w składzie której znajdują się też przedstawiciele Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej, od środy skontrolowała już kilkanaście irackich obiektów. Zasadniczo misja przebiega bez przeszkód - dopiero w poniedziałek inspektorzy stwierdzili pierwsze naruszenie rezolucji ONZ przez Irakijczyków. W jednym z kontrolowanych obiektów - który pozostawał pod nadzorem misji ONZ w latach 1991-1998 - stwierdzono, że znikła część sprzętu znajdująca się w byłym rakietowym centrum konstrukcyjnym w Bagdadzie. Sprzęt ten został oznakowany podczas poprzedniej kontroli w 1998 roku. W wydanym wczoraj oświadczeniu napisano, że przedstawiciele władz irackich twierdzą, iż sprzęt ten został zniszczony w czasie bombardowań lotnictwa alianckiego lub przewieziony w inne miejsca. IHT:Inspektorzy w Iraku - gra w kotka i myszkę Inspektorzy rozbrojeniowi, od ubiegłej środy prowadzący kontrolę w irackich obiektach, zostali zmuszeni przez gospodarzy do gry w kotka i myszkę - pisze we wtorkowym numerze "International Herlad Tribune". Zgodnie z rezolucją RB ONZ Nr 1441, inspekcje winny odbywać się z zaskoczenia a Irakijczycy nie powinni być uprzedzani o planach dziennych ekipy ONZ. Tymczasem już następnego dnia po przyjeździe ekipy ONZ do Bagdadu, okazało się, że gospodarze doskonale są poinformowani o ich zamiarach. Rzecznik misji Hiro Ueki w rozmowie z dziennikarzami przyznał, że rozmowy inspektorów ONZ są podsłuchiwane a ich biura i kwatery - naszpikowane "pluskwami". Ueki zaznaczył jednak, iż inspektorzy nie są zaskoczeni tym faktem. Rozpoczęła się gra w kotka i myszkę - pracownicy ONZ i MAEA, uczestniczący w misji, rozmawiają głośno o sprawach obojętnych - gdy chcą poruszyć ważniejsze kwestie - jak na przykład ustalenie harmonogramu prac na następny dzień - piszą do siebie krótkie notatki, posługują się językiem migowym, bądź po prostu wychodzą na spacer do ogrodu, gdzie możliwości podsłuchu są ograniczone. Mimo takich środków ostrożności, wielokrotnie zdarza się, iż ekipę, jadącą z "niezapowiedziana inspekcją", u bram obiektu witają przygotowani do kontroli Irakijczycy. Gdy misja ONZ zgubiła drogę w Bagdadzie, towarzyszący konwojowi inspektorów Irakijczycy natychmiast wyjechali samochodem na czoło kolumny i poprowadzili sznur pojazdów do odległego - jak się okazało - o kilkaset metrów obiektu, mającego być celem wyprawy dnia. Od ubiegłej środy inspektorzy UNMOVIC zwiedzili kilkanaście obiektów - do stycznia mają skontrolować ponad tysiąc takich miejsc. Jak pisze "International Herald Tribune", misja pracuje pod podwójna presją: z jednej strony zdaje sobie sprawę, iż uprzejmość gospodarzy jest jedynie pozorna - z drugiej wie, że Waszyngton czeka na pierwsze ich potknięcie by ogłosić niepowodzenie ich misji.