Halina G. "Inka" nie przyznała się do zarzutu pomocy w zabójstwie Jacka Dębskiego. Twierdziła, że nie wiedziała, iż Dębski ma zginąć, a wykonywała jedynie polecenia Jeremiasza B. "Baraniny", który kazał jej wyjść z byłym ministrem z lokalu. Dzisiaj "Inka" odczytała przed sądem oświadczenie, w którym po raz pierwszy w tym procesie ustosunkowała się do postawionego jej zarzutu. Mówiła, że nie miała świadomości, iż Dębski ma zginąć. Gdyby bowiem to wiedziała, nie wyszłaby w nocy 11 kwietnia 2001 roku przed lokal, gdzie b. minister sportu został zastrzelony. Twierdziła, że była niejako pracownikiem "Baraniny", wykonywała jego zlecenia, które zawsze były drobne i niepozorne. Według niej, Jeremiasz B. otoczył ją opieką i utrzymywał w zamian za lojalność. Miał on wytworzyć wokół niej atmosferę ojcowskiego oparcia i zaufania, by potem to wykorzystać. Swoje wcześniejsze wyjaśnienia, w tym także wskazanie niewłaściwej osoby jako zabójcy Dębskiego, "Inka" tłumaczyła bezwzględnością "Baraniny" i obawą o własne życie, w przypadku gdyby od razu powiedziała, kto naprawdę zabił ministra. Jednocześnie "Inka" zaprzeczyła twierdzeniom jednego ze świadków, który zeznał przed sądem, że widział, jak Halina G. rozmawia z zabójcą, a już po dokonaniu tej zbrodni oddalają się z miejsca zdarzenia. Komentując dla PAP oświadczenie "Inki" prokurator Andrzej Komosa powiedział jedynie, że znajduje w nim "mocne i słabe strony". Nie chciał mówić o szczegółach, podkreślając, że zrobi to w mowie końcowej. Odpowiadająca za pomoc w zabójstwie Jacka Dębskiego "Inka" powiedziała dzisiaj przed sądem, że była poddawana naciskom ze strony siostry domniemanego zleceniodawcy tej zbrodni, Jeremiasza B. - "Baraniny". Miało to wpływ na treść jej wyjaśnień w śledztwie. Oskarżona Halina G. przyznała, że osobą, która zastrzeliła byłego ministra sportu, był Tadeusz M. ps. Sasza. ("Sasza" powiesił się w areszcie już po postawieniu mu zarzutu zabójstwa - PAP). W śledztwie początkowo wskazywała na inną osobę - Adama R. - jako na sprawcę zabójstwa. - Siostra B. ("Baraniny") przyjeżdżała do mojej mamy z instrukcjami, jak ja się mam zachowywać (...). Wydawało mi się, że nieujawnienie w tamtym czasie sprawcy da mi pewien czas bezpieczeństwa. Siedząc w areszcie człowiek nie czuł się bezpiecznie - tłumaczyła Halina G. Na pytanie prokuratora Andrzeja Komosy, dlaczego "wystawiła" Adama R., "Inka" odpowiedziała, że podała nieprawdę, bo obawiała się o własne życie. Zaprzeczyła, by powodowała nią chęć zemsty. Jak wyjaśniła, podała nazwisko Adama R., bo był on w tym czasie za granicą i dlatego jej wyjaśnienia nie mogły mieć dla niego żadnych konsekwencji. W czasie rozprawy obrońca "Inki" wycofał się z wcześniejszej deklaracji, że jego klientka będzie odpowiadała na pytania wszystkich stron procesu. Zastrzegł, że oskarżona nie będzie odpowiadać na pytania pełnomocnika oskarżycielki posiłkowej, bo - jak mówił - wszystko wskazuje na to, że mogłyby one być "napastliwe". Chwilę wcześniej pełnomocnik zwrócił uwagę obrońcy, by nie podpowiadał "Ince", kiedy ta składa wyjaśnienia. Wcześnij obrońca Haliny G. złożył wniosek z prośbą, by jego klientka mogła składać wyjaśnienia bez udziału kamer i fotoreporterów. Sąd zadecydował, że dziennikarze pozostaną na sali, chociaż nie będzie im wolno rejestrować rozprawy. Na sali sądowej zjawił się mec. Tadeusz de Virion - polski obrońca "Baraniny", który chce się przysłuchiwać rozprawie. Halina G. w śledztwie złożyła obszerne wyjaśnienie, powiedziała, że zleceniodawcą zabójstwa był Jeremiasz B., pseud. Baranina", wskazała też mordercę, ale w sali sądowej dotychczas nie zeznawała. Dopiero we wtorek, kiedy okazało się, że siedzący w austriackim areszcie "Baranina" stracił możliwość kierowania poczynaniami świadków i nie wpływa już na inne osoby, postanowiła ujawnić sądowi to, co wie. Zapis wideo z wizji lokalnej z udziałem "Inki", która relacjonuje w nim ostatnie chwile Jacka Dębskiego, obejrzał dzisiaj warszawski Sąd Okręgowy. "Inka" po raz pierwszy potwierdziła swoje wyjaśnienia. W czasie wizji lokalnej Halina G. przyznała, że w trakcie pobytu jej, Dębskiego oraz innych osób w warszawskim lokalu "Casa Nostra" Jeremiasz B., ps. Baranina dzwonił do niej kilkakrotnie i wydawał polecenia. Powiedział jej kiedy ma wyjść z Dębskim z lokalu, tłumaczył też, że Dębski "musi zostać ukarany, bo był nielojalny". "Inka" nie powiedziała wówczas prawdy o zabójcy Dębskiego. Wskazywała wtedy na Adama R., podwładnego jednego ze stołecznych gangsterów, którego zwierzchnikiem był "Baranina". Później okazało się, że Adam R. zabił jej narzeczonego - miało się to stać także na polecenie Jeremiasza B. W tamtym czasie (wizja lokalna odbywała się w czerwcu 2001, a do zabójstwa Dębskiego doszło w nocy z 11 na 12 kwietnia 2001) "Inka" chroniła jeszcze osobę, która naprawdę zabiła Dębskiego. Dopiero miesiąc później powiedziała ona, że zabójcą był Tadeusz M., ps. Sasza, zaufany płatny morderca na usługach "Baraniny". Po obejrzeniu wizji lokalnej "Inka" po raz pierwszy potwierdziła przed sądem składane wtedy wyjaśnienia. Powiedziała jednocześnie, że będzie odpowiadać na wszystkie pytania dotyczące tej wizji lokalnej, natomiast jutro chce złożyć wyjaśnienia także na inne tematy. Nadal jednak będzie się to odbywać bez udziału kamer, aparatów fotograficznych oraz mikrofonów. Przypomnijmy. Jacek Dębski zginął w nocy z 11 na 12 kwietnia 2001 roku przed jedną z restauracji w Warszawie. Według prokuratury, z lokalu wywabiła go właśnie Halina G. Miała to zrobić na zlecenie Jeremiasza B., pseudonim Baranina. Jego proces toczy się w Wiedniu.