Do końca roku - według większości prognoz - inflacja może zbliżyć się do 100 proc. i będzie kilkakrotnie wyższa niż w pozostałych krajach Ameryki Łacińskiej. Na początku lipca ze stanowiska ustąpił minister gospodarki Argentyny Martin Guzman. Jego następczyni, Silvina Batakis, pełniła funkcję niespełna miesiąc, a kolejnym szefem resortu został finansista Sergio Masa. Zmiany pogłębiły nastroje niepewności w kraju rządzonym od 33 miesięcy przez prezydenta Fernandeza. W gabinecie ścierają się zwolennicy różnych recept przełamania kryzysu. Jak obliczył wpływowy dziennik argentyńskiej prawicy "La Nacion", w niespełna trzech lat ceny w Argentynie wzrosły o 243,6 proc. Protesty stały się codziennością W stolicy, Buenos Aires, w pobliżu gmachów rządowych niemal codziennie dochodzi do demonstracji związkowców i bezrobotnych. Krajowy Instytut Statystyki i Spisów (Censos) ogłosił, że "w ubóstwie" żyje 36,5 procent Argentyńczyków, czyli 17,3 mln osób, zaś 8,8 proc. "znalazło się w skrajnej nędzy". Augustin Salvia, argentyński socjolog światowej sławy, który kieruje Obserwatorium Długu Społecznego na Uniwersytecie Katolickim Argentyny, ocenia, że "po wiośnie wyborczej i powyborczym lecie, kiedy organizowano więcej robót publicznych, argentyńska gospodarka popada w recesję, a coraz więcej osób zatrudnianych jest bez umowy o pracę". Ekspert nie ma też optymistycznych prognoz na najbliższą przyszłość. - Sytuacja pogorszy się jeszcze bardziej w czwartym kwartale tego roku. W tym stanie rzeczy nie pozostaje nic innego jak stosowanie środków zaradczych, m.in. przywrócenie wypłat w ramach program pomocy nadzwyczajnej dla rodzin - ocenił prof. Salvia. - Aby ubóstwo wśród ludności naszego kraju powróciło do poziomu nie wyższego niż 25 do 30 procent, inflacja musiałaby zostać zmniejszona co najmniej o połowę. Do tego jednak konieczne jest ustabilizowanie gospodarki Argentyny - podsumował.