"Znaleźliśmy ojca z rozprutym brzuchem. Nie miał już oczu ani uszu, cała głowa była zmasakrowana. Jedynymi nietkniętymi częściami ciała były ręce, ale ramiona i ręce były połamane" - powiedział Samsuar, mieszkaniec wioski zaatakowanej przez słonie. By zapobiegać podobnym tragediom, na Indonezji chwyta się i poskramia dzikie słonie, które następnie trafiają do rezerwatu. Tworzy się z nich specjalne patrole, których zadaniem jest przeczesywać lasy i odganiać dzikie zwierzęta od wiosek i plantacji. "Z pomocą takiego słonia poskramiamy słonie żyjące na wolności, kiedy tylko zaistnieje taka potrzeba. Jeśli zwierzę jest wyjątkowo agresywne, łapiemy je i przewozimy do rezerwatu" - tłumaczy Patiggong Nasunon, treser słoni. Podejmowane kroki niewiele jednak znaczą wobec narastającego problemu. W ciągu ostatnich 25 lat Sumatra straciła połowę swoich dziewiczych lasów, w miarę jak trzebiono je w poszukiwaniu ziemi pod plantacje papieru i olejku palmowego. Kurczenie się lasów wpływa na zachowania gatunków, w tym sumatrzańskiego tygrysa. Drapieżniki te zabiły w tym roku już dziewięć osób- głównie drwali. W odwecie z ręki ludzi zginęły cztery osobniki - to dużo, zważywszy na fakt, że na wolności żyje już tylko 400 tygrysów sumatrzańskich. "Dziewiczy las, w którym żyją słonie, jest niszczony, a jego równowaga - zakłócana. To także główny powód wojny pomiędzy tygrysami i ludźmi. Habitat tygrysów zmniejsza się, podobnie jak populacja zwierząt, którymi się żywią, drapieżniki wchodzą więc do wiosek w poszukiwaniu jedzenia" - tłumaczy pracownik Urzędu ds. Ochrony Dzikiej Przyrody. Lasy Sumatry należą do najbardziej zróżnicowanych pod względem biologicznym ekosystemów świata. Grozi im jednak zagłada. Ich zgubą jest nienasycone zapotrzebowanie przemysłu na papier i olejek palmowy, wykorzystywany do produkcji żywności, kosmetyków i biopaliw. O przetrwanie walczą już sumatrzańskie tygrysy i nosorożce. Brak reakcji spowoduje, że także sumatrzańskie słonie dołączą do nich na liście gatunków zagrożonych wymarciem. Tłum. Katarzyna Kasińska na podst. AFP