W swojej nocie Departament Stanu USA wskazywał, że terroryści mogą zaatakować tzw. nieoficjalne cele - "kluby, szkoły. świątynie". Jako miejsce potencjalnego ataku wynieniono także Bali. W tym czasie Amerykanie przekonywali też indonezyjskie władze, by ukróciły działalność radykalnego ugrupowania Dżamaja Islamija, mającego związki z Al-Kaidą, Osamy bin Ladena. Ambasador USA w Indonezji Ralph Boyce miał wówczas dać prezydent Megawati Sukarnoputri czas do 24 października na podjęcie konkretnych kroków. Indonezyjczycy bardzo sceptycznie odnosili się do sugestii, że Al-Kaida może działać na terenie ich kraju. Podobnie oceniali możliwość ataku ze strony rodzimych orgnizacji terrorystycznych. Dopiero po tragedii na Bali minister obrony Indonezji przyznał, że siatka bin Ladena działa na wyspach archipelagu. Przesłuchanie osób zamieszanych w wybuch na Bali W pięć dni po tragicznym zamachu na na Bali indonezyjska policja prowadzi intensywne przesłuchania co najmniej dwóch osób związanych w wybuchem, w wyniku którego zginęło prawie 200 osób. Jeden z zatrzymanych jest Balijczykiem. Miał on widzieć mężczyznę wnoszącego plastikową torbę do nocnego klubu, gdzie doszło do eksplozji. Drugi zatrzymany jest jedynym ochroniarzem klubu, który przeżył wybuch. Władze rozmawiają także z krewnymi dwóch Indonezyjczyków, których karty identyfikacyjne znaleziono w ruinach dyskoteki. Z dokumentów wynika, że pochodzili ze Wschodniej Jawy i Lomboku. Nie ustalono jeszcze gdzie przebywają właścicieli tych dokumentów, policja chce wiedzieć dlaczego byli w klubie.