W dwa dni po trzęsieniu, dzisiaj po raz pierwszy ujawniono m.in. iż prawdopodobnie co najmniej 200-300 osób zginęło na znanym z rezerwatów przyrody archipelagu Pulau Banyak u wybrzeży Sumatry. Wcześniej mówiono o ofiarach na wyspach Nias i Simeulue. Według ostatnich danych, najwięcej ofiar - prawdopodobnie ponad tysiąc - trzęsienie spowodowało na wyspie Nias oraz na Simeulue, gdzie także wystąpiła fala tsunami o wysokości trzech metrów. Mieszkańcy tych wysp gołymi rękami usuwają gruz w miejscach, gdzie jeszcze przedwczoraj stały domy. Do tej pory odnaleziono ok. 430 zabitych. Władze indonezyjska potwierdzają, iż ostateczna liczba ofiar może okazać się jeszcze wyższa. Według wiceprezydenta Indonezji, Jusufa Kalli, trzęsienie spowodowało śmierć 1000-2000 ludzi. Poniedziałkowe wstrząsy miały siłę 8,7 stopnia w skali Richtera. Doszło do nich w rejonie epicentrum trzęsienia z 26 grudnia, kiedy to uderzenie fal tsunami spowodowało śmierć prawie 300 tysięcy ludzi. Jak podawało wczoraj indonezyjskie centrum ds. klęsk żywiołowych, poniedziałkowe wstrząsy, mimo iż jedne z silniejszych w ciągu ponad 100 lat, były kilkakrotnie słabsze niż podczas trzęsienia w grudniu. Dziennik "The New York Times" zauważa, że te wysepki Nias i Simeulue wzięły na siebie większość siły trzęsienia ziemi. Brytyjski dziennik "The Daily Telegrach" zauważa, że dostarczenie sprzętu ratowniczego i pomocy humanitarnej na Nias jest niezwykle trudne, bo jedyne lotnisko zostało zniszczone. Okręty indonezyjskiej marynarki wojennej z zaopatrzeniem są dopiero w drodze, a łączność ze światem zapewniają helikoptery. Natomiast w zaciszu gabinetów naukowych sejsmolodzy pochylają sie nad wykresami. Głowią się, dlaczego wstrząsy dochodzące do 8,7 stopnia w skali Richtera nie wywołały fali tsunami. Hipotez jest kilka. Epicentrum trzęsienia ziemi było tym razem głęboko i to nie pod dnem morza, a pod wyspą Nias, płyty tektoniczne przesuwały się w poziomie, a nie w pionie, a morze jest w tym miejscu na tyle płytkie, że fala nie miała jak powstać.