Obliczane komputerowo rezultaty głosowania najprawdopodobniej będą znane za kilka godzin. Frekwencję oceniono na 60 proc. Uprawnionych do głosowania było 714 mln ludzi. W wielu miejscach panują zaostrzone środki ostrożności. W Radźasthanie (na północnym zachodzie) z obawy przed zamieszkami zakazano zgromadzeń grup większych niż pięć osób, a terytorium patroluje policja i oddziały paramilitarne. W stanie Uttar Pradeś (na północy) zakazano zwycięskich pochodów. Walka rozgrywa się między Indyjskim Kongresem Narodowym (INC-I), którym kieruje Sonia Gandhi - wdowa po Rajivie Gandhim, premierze Indii w latach 1984-89, a wielkohinduską Indyjską Partią Ludową (BJP), na której czele stoi Rajnath Singh. Ze wstępnych obliczeń wynika, że w wyborach prowadzi INC-I. Większość analityków twierdzi jednak, że żadna ze stron nie zdobędzie znaczącej większości. Aby rządzić, partia lub koalicja muszą zdobyć 272 mandaty. Wcześniejsze sondaże wskazywały, że sojusz, na czele którego stoi INC-I, może liczyć na 189 do 201 miejsc w 543-osobowej izbie niższej parlamentu. Kolejne miejsce zajęła prawicowa koalicja Sojusz Narodowo-Demokratyczny, prowadzona przez BJP, która zdobędzie zapewne 183-195 miejsc. Jeśli żadna z partii nie zdobędzie zdecydowanej większości głosów, będzie to oznaczało, że o wyniku wyborów zadecydują zakulisowe umowy zawierane w ciągu kilku powyborczych tygodni. Może to spowodować powstanie krótkotrwałego i niestabilnego rządu. Partie mają około dwóch tygodni na powołanie gabinetu, który zatwierdzi prezydent. Trwające od 16 kwietnia głosowanie zakończyło się w środę. Rozłożone zostało na pięć etapów z przyczyn logistycznych i ze względów bezpieczeństwa. Kolejne rundy odbywały w tygodniowych odstępach: 23 kwietnia, 30 kwietnia, 7 maja oraz 13 maja. O mandaty ubiegało się w sumie 1055 partii politycznych. Faktyczna walka toczyła się jednak tylko między INC-I, którym kieruje Sonia Gandhi, wdowa po Rajivie Gandhim, premierze Indii w latach 1984-89, a wielkohinduską BJP, na której czele stoi Rajnath Singh.