Pozostający w prywatnych rękach hotel był wykorzystywany jako miejsce kwarantanny dla osób, u których stwierdzono obecność SARS-CoV-19, a nie musiały być hospitalizowane w specjalistycznych klinikach. Powodem pożaru byłe zwarcie instalacji elektrycznej w urządzeniu do klimatyzacji w lobby hotelu. Pożar szybko rozprzestrzenił się na wyższe pietra. Siedmiu rezydentów hotelu próbowało się ratować, skacząc w panice z tarasu, ale żaden z nich nie przeżył. Jeszcze trzy osoby uległy zaczadzeniu. Stojący na czele lokalnego rządu w stanie Andhra Pradeś Jaganmohan Reddy poinformował premiera Narendrę Modiego o sytuacji w Widźajawadzie. "Z bólem przyjąłem wiadomość o pożarze w ośrodku dla chorych na COVID-19" - napisał Modi. "Moje myśli są dziś z tymi, którzy stracili swych bliskich. Modlę się o szybki powrót do zdrowia tych, którzy ucierpieli" - napisał Modi na Twitterze. Szef rządu stanowego Jaganmohan Reddy poinformował, że rodziny osób, które straciły życie w pożarze, otrzymają po 5 mln rupii indyjskich (249 717 zł), a władze dopilnują, by zostało przeprowadzone rzetelne śledztwo w sprawie przyczyn pożaru - pisze na swym portalu dziennik "The Indian Express". Do pożaru doszło w godzinach porannych. Media podają, że w budynku przebywało ponad 20 chorych. Do pożaru doszło zaledwie kilka dni po podobnym wypadku, do jakiego doszło w Navrangpurze w stanie Gudźarat na zachodzie Indii. W prywatnej klinice dysponującej 50 łóżkami zginęło tam osiem osób. Osoby te były hospitalizowane na czwartym piętrze budynku, które zostało całkowicie strawione przez ogień.