W najstraszniejszym z nich gromada 300 hinduistów spaliła żywcem 52 muzułmanów, mieszkańców dzielnicy nędzy w Ahmedabadzie, największym mieście Gudżaratu. Stanowy sekretarz spraw wewnętrznych Gudżaratu K. Nityanandan polecił policji strzelać bez ostrzeżenia do napastników i podpalaczy i zakomunikował, że ulice Ahmedabadu, liczącego 3,5 miliona mieszkańców, patroluje 900 żołnierzy. Od czwartku aresztowano 1200 osób. Jednak policja nie daje sobie rady, bo liczne bandy fanatyków blokują ulice, przeszukują samochody, podpalają sklepy i domy i walczą między sobą. Premier Indii Atal Behari Vajpayee twierdzi, że jego rząd poradzi sobie z zamieszkami. Aby uspokoić sytuację, do Gudżaratu wysłane zostały setki żołnierzy. Większość z nich stacjonuje w Ahmedabadzie - największym mieście tego stanu. W mieście od wczoraj obowiązuje godzina policyjna. - Przemoc nie powinna być odwzajemniania. Jeśli jest godzina policyjna, to wszyscy powinni pozostawać w domach, zachowywać spokój, żeby życie w mieście mogło powrócić do normy - mówił minister obrony Indii George Fernandes. W szpitalach brakuje już miejsca dla rannych. Tymczasem radykalna Światowa Rada Hinduistyczna zapowiedziała, że może wycofać się z planów wybudowania w Ajodhii - mieście na północy Gudżaratu - hinduskiej świątyni. Miała ona powstać na miejscu zburzonego w 1992 roku meczetu. Rada postawiła jednak warunek - nowa świątynia miałaby powstać w miejscu przylegającym do ruin meczetu. Ponadto hindusi chcieliby ją zbudować w ciągu 3 miesięcy.