Marsz Równości był organizowany w całkowitej konspiracji. Jego uczestnicy i dziennikarze spotkali się w centrum, skąd zostali przewiezieni do jednej z dzielnic Kijowa. Tam przeszli pół kilometra po promenadzie nad Dnieprem trzymając tęczowe transparenty i wykrzykując hasła: "Prawa człowieka ponad wszystko". Manifestujący twierdzili, że muszą ukrywać swoją orientację, ponieważ są prześladowani, między innymi w miejscu pracy. W marszu wzięło udział także dwoje deputowanych z Bloku Petra Poroszenki - Serhij Leszczenko - Switłana Zaliszczuk. Marsz był ochraniany przez wyjątkowo duże siły milicji. Mimo to uczestnicy zostali zaatakowani przez niewielką grupę chuliganów: rzucano w nich petardami i krzyczano obraźliwe hasła. Nikt z biorących udział w Marszu Równości nie ucierpiał.Po zakończeniu manifestacji przez kilkadziesiąt minut trwały bójki na podwórkach. Milicja starała się zatrzymać wszystkich chuliganów, którzy napadli na Marsz Równości. Wczoraj prezydent Petro Poroszenko oświadczył, że na Ukrainie jest wolność demonstracji, a organy ścigania mają zapewnić bezpieczeństwo uczestnikom Marszu. Mer stolicy Witalij Kliczko proponował wcześniej jego odwołanie.