- To zdarzenie miało miejsce przed dwoma miesiącami. (...) Przez dwa miesiące nie odnotowano wpływu incydentu na bezpieczeństwo żołnierzy. W ostatnim czasie obserwujemy znaczne zmniejszenie liczby ataków na polski kontyngent - powiedział minister, komentując medialne doniesienia. - Podkreślam, że to nie polscy żołnierze są odpowiedzialni za to zdarzenie, bo w nim nie uczestniczyli. (...) W Afganistanie toczy się wojna informacyjna, trwa wojna w eterze - dodał szef MON. Przyznał, że w związku z wojną informacyjną wszelkie zdarzenia, które mogą być w sposób nieuzasadniony przypisywane polskim żołnierzom, wpływają na postrzeganie naszego kontyngentu przez lokalne społeczności i mogą utrudniać jego funkcjonowanie. Dlatego, jak podkreślił, sytuacja musi być precyzyjnie wyjaśniona. - Polscy dowódcy zareagowali zgodnie z wytycznymi - zwrócili uwagę zarówno władzom afgańskim, jak i dowództwu ISAF, że zdarzenie nie było konsekwencją polskich działań. Postępowanie wyjaśniające w tej sprawie trwa, myślę, że zakończy się takim właśnie opisem odpowiedzialności - dodał. Także dowódca obecnej szóstej zmiany polskiego kontyngentu w Afganistanie gen. Janusz Bronowicz podkreślał w czwartek, że w akcji nie uczestniczyli polscy żołnierze, a wyjaśnienia zostały jeszcze w styczniu, tuż po zajściu, przekazane do odpowiednich instytucji i mediów. - Myślę, że to, co jest dziś jeszcze odgrzewane jako już dawno nieświeży kotlet, jest po prostu nie na miejscu, tym bardziej przez polską prasę - powiedział gen. Bronowicz podczas połączenia z bazą Ghazni. Zorganizowano je w czasie "Warsaw Transatlantic Forum" w Warszawie. Czwartkowa "Gazeta Wyborcza" napisała, że po amerykańskiej akcji w prowincji Ghazni, w styczniu, Afgańczycy oskarżyli Polaków o zabicie cywilów i spalili biało-czerwoną flagę, przekonani, że była to operacja naszych żołnierzy.