Dramat zaczął się w poniedziałek, tuż po godz. 16 czasu lokalnego przy Buckingham Serviced Apartments w Brighton, dzielnicy Melbourne. Kobieta (prostytutka) wezwała policję mówiąc, że została porwana.W tym samym czasie mężczyzna, który zadzwonił do jednej z australijskich telewizji powiedział, że robi to "dla Państwa Islamskiego! To dla Al-Kaidy!".Na miejscu zjawiła się policja. Napastnik prawdopodobnie czekał, aż pod apartamenty przyjedzie odpowiednio duża liczba policjantów. Po dwóch godzinach wybiegł z budynku i zaczął strzelać bez opamiętania. Ranił trzech funkcjonariuszy, ale został zastrzelony.Wcześniej sąsiedzi słyszeli serie strzałów, a niektórzy mówili nawet o wybuchu. Funkcjonariusze, którzy prowadzili akcję we foyer apartamentu znaleźli martwego mężczyznę.Tuż po tym zdarzeniu do ataku przyznało się tak zwane Państwo Islamskie. Malcolm Turnbull, premier Australii przyznał, że poniedziałkowy atak miał znamiona "incydentu terrorystycznego". Dodał, że ta sytuacja "zszokowała Australijczyków".- Na razie nie wiemy, czy to było coś zaplanowanego, czy spontaniczna decyzja tego mężczyzny - mówił Graham Ashton, szef miejscowej policji.- Państwo Islamskie zawsze przypisuje sobie tego typu wydarzenia do swoich zasług. Poczekajmy na więcej ustaleń - dodał. Ataku dokonał Yacqub Khayre, Australijczyk somalijskiego pochodzenia. 29-letni napastnik był doskonale znany australijskiej policji. Był powiązany z wieloma grupami przestępczymi i ma długą przeszłość związaną z przemocą.Khayre w chwili popełnienia ataku był na zwolnieniu warunkowym. Policjanci przeszukują dom, w którym mieszkał razem z matką.