O przyjęciach w Palazzo Grazioli opowiedziała, wywołując kolejną burzę we Włoszech, jedna z ich uczestniczek, a obecnie kandydatka w wyborach samorządowych w Bari, Patrizia D'Addario. Kobieta zapewniła, że dysponuje dowodami, m.in. nagraniami i kupionymi dla niej biletami lotniczymi do Wiecznego Miasta. D'Addario początkowo miała startować w wyborach lokalnych z ramienia partii Berlusconiego - Lud Wolności, ale ostatecznie kandyduje z lokalnego bloku z Apulii. Mówiąc o swym udziale w wyborach z listy Ludu Wolności D'Addario powiedziała: "Umieścili mnie na liście, bo uczestniczyłam w dwóch imprezach w Palazzo Grazioli". Według jej relacji po raz pierwszy w takim przyjęciu wzięła udział w październiku zeszłego roku, a następne odbyło się 4 listopada, gdy w USA trwały wybory prezydenckie. "Mój przyjaciel z Bari powiedział mi, że chce, żebym porozmawiała z osobą, którą zna, bym wzięła udział w kolacji, jaka ma odbyć się w Rzymie. Ja mu wytłumaczyłam, że jeśli mam pojechać, muszą mi zapłacić i umówiliśmy się na 2 tysiące euro" - opowiedziała młoda kobieta. Ujawniła, że organizatorzy przyjęcia kazali jej przedstawiać się innym imieniem. D'Addario tak opisała przyjęcie u szefa rządu: "Zostałyśmy zaprowadzone do wielkiego salonu i tam spotkałyśmy inne dziewczyny. Było ich około dwudziestu (...). Wkrótce potem przyszedł Silvio Berlusconi". "Pokazał nam nagranie ze swego spotkania z (George'em W.) Bushem, zdjęcia swych willi, śpiewał, opowiadał żarty" - dodała. Jak stwierdziła kiedy wróciła do hotelu, organizator spotkania powiedział jej, że da jej tylko tysiąc euro, ponieważ "nie została". Według słów D'Addario szef rządu obiecał jej pomoc w budowie domu na ziemi, należącej do jej rodziny, ale nie dotrzymał słowa. Jak podkreśliła premier dzwonił do niej i otrzymała ponowne zaproszenia, ale już ich nie przyjęła. Przez pośrednika dowiedziała się również, że partia premiera chce umieścić ją na liście kandydatów do Parlamentu Europejskiego. "Corriere della Sera" w tym samym środowym wydaniu informuje, że organizator spotkań w rezydencji Berlusconiego w Rzymie - właściciel wielkiej firmy medycznej, jest na liście podejrzanych w toczącym się w Bari śledztwie w sprawie korupcji. Informacje o opłacaniu przez niego kobiet, zapraszanych do premiera, pojawiły się w trakcie tego dochodzenia. Sam szef rządu rewelacje gazety podsumował następująco: "Po raz kolejny zapełniają gazety śmieciami i fałszem". "Nie ulegnę tej agresji i będę dalej, jak zawsze pracował dla dobra kraju" - oświadczył Berlusconi.