Losy Trumpa zależą teraz od Senatu, ale ze względu m.in. na kwestie proceduralne mało prawdopodobne jest, by proces w tej izbie rozpoczął się przed 20 stycznia. Do uznania Trumpa winnym trzeba głosów 67 ze 100 senatorów. Senat - jak wyjaśnia CNN - musiałaby następnie przeprowadzić dodatkowe głosowanie, by ewentualnie pozbawić republikanina prezydenckiej emerytury oraz możliwości startu w wyborach w przyszłości. Demokraci zapowiadają, że będą do tego dążyć. Kilkugodzinna debata w parlamencie odbywała się w środę przy wyjątkowych, wzmożonych środkach bezpieczeństwa. Kongres otoczony jest wyposażonymi w broń długą oddziałami Gwardii Narodowej, żołnierze przesiadują także na kongresowych posadzkach. Kongresmeni z obu partii - z których wielu było ewakuowanych w trakcie szturmu 6 stycznia - byli wzburzeni i podkreślali bezprecedensowość ataku na amerykańską "świątynię demokracji". - Mamy więcej oddziałów w Waszyngtonie niż w Afganistanie i są one tutaj, by ochraniać nas przed szefem sił zbrojnych, przed prezydentem i jego motłochem ("mob" - red.) - powiedział Seath Moulton, demokratyczny kongresmen z Massachusetts. Przedstawiciele Partii Demokratycznej uważają, że przywódca USA ponosi odpowiedzialność za szturm i przemoc na Kapitolu, do których - jak oceniają - wzywał wprost swoich sympatyków w poprzedzającym atak przemówieniu sprzed Białego Domu. W Kongresie panuje atmosfera podejrzliwości i nieufności. Cedric Richmond, demokrata z Luizjany, sugerował, że część republikanów z partyjnych ław też uczestniczyła w spisku. Koalicja ponad 30 demokratów wezwała do przeprowadzenia śledztwa w sprawie wycieczek po Kapitolu zwolenników Trumpa dzień przed atakiem. Emocje podczas debaty W trakcie debaty wielu parlamentarzystom ciężko było opanować emocje, demokrata Al Green z Teksasu, przemawiając, łkał. Reprezentantka tej partii z Missouri Cori Bush nazwała natomiast Trumpa "wodzem białych suprematystów". Republikanin ze stanu Waszyngton Dan Newhouse stwierdził, że "nie ma usprawiedliwienia dla działań prezydenta Trumpa". - Inni, ale także ja sam, ponoszą odpowiedzialność za to, że nie mówiliśmy o tym wcześniej, jeszcze przed tym jak prezydent był wprowadzany w błąd i rozpalał tłum - ocenił. Większość republikanów ostrzegała, że wszczynanie procedury impeachmentu w ostatnich dniach kadencji doprowadzi do rozpalenia politycznych emocji, a szybki tryb procedowania stanowi niebezpieczny pod względem prawnym precedens. Republikanka z Arizony Debbie Lesko, argumentując przeciwko postawieniu Trumpa w stan oskarżenia, tłumaczyła, że nie ma sensu wszczynać procedury na tydzień przed końcem kadencji. - Prezydent Trump zapowiedział, że w przyszłym tygodniu w pokojowy sposób przekaże władzę prezydentowi elektowi Bidenowi - przypomniała. Natomiast Jim Jordan (republikanin z Ohio) uznał, że demokraci od dawna chcieli "usunąć prezydenta". - Tu zawsze chodziło o dopadnięcie prezydenta bez względu na okoliczności. To obsesja. Obsesja, która teraz się rozszerzyła. (...) Zatrzymajcie się i pomyślcie o tym. Czy mamy działającą pierwszą poprawkę, gdy "kultura unieważnienia" (ang. cancel culture) pozwala mówić tylko jednej stronie? Kiedy nie można nawet prowadzić w tym kraju debaty? - pytał. Pierwszy taki prezydent w historii Trump jest pierwszym prezydentem USA, który został dwukrotnie postawiony w stan oskarżenia przez Izbę Reprezentantów. Poprzednio stało się to w grudniu 2019 roku, w związku z tzw. aferą ukraińską. W 2020 r. Senat z większością republikańską uniewinnił gospodarza Białego Domu. Zgodnie z sondażem Morning Consult 54 procent Amerykanów uważa, że tym razem Trump powinien zostać uznany przez Senat za winnego. Associated Press pisze, że przywódca USA debatę w sprawie impeachmentu oglądał w telewizji, w "niemal pustym Białym Domu" w wąskim gronie doradców. Z Waszyngtonu Mateusz Obremski Czytaj też: Donald Trump apeluje do swoich zwolenników o unikanie przemocy i łamania prawa