Rzecznik ratusza sprecyzował we wtorek wieczorem, że szacowana na 700 tys. liczba protestujących obejmuje uczestników różnych manifestacji w całym mieście we wtorek po południu i wieczorem. "Siły okupacyjne - won! Ulice zawsze będą nasze!" - krzyczeli demonstranci. Protesty towarzyszyły strajkowi generalnemu, ogłoszonemu w Katalonii po brutalnych interwencjach policji podczas referendum w sprawie niepodległości regionu. Największe manifestacje odbyły się przed siedzibą katalońskiego przedstawicielstwa Partii Ludowej (PP), rządzącej Hiszpanią, a także przed budynkiem regionalnej dyrekcji hiszpańskiej policji. W Barcelonie zamknięto bazylikę Sagrada Familia projektu Antonia Gaudiego oraz wiele zabytków chętnie odwiedzanych przez turystów, a w całej Katalonii, zamieszkanej przez 7,5 mln ludzi, blokowane były liczne drogi. Z rana we wtorek praktycznie zamarł ruch w porcie w Barcelonie, trzecim co do wielkości w całej Hiszpanii, i hurtowy rynek żywności, jeden z najważniejszych w całej Europie. Związek zawodowy Pimec, organizacja pracodawców małych i średnich przedsiębiorstw w Katalonii, podał, że 54 proc. tych firm na terytorium katalońskim przestało pracować, a 31 proc. "zastosowało częściowo przestoje". Od 2010 roku tendencje separatystyczne zdobywają w Katalonii mocny grunt, na co wpływ ma kryzys gospodarczy i zmniejszenie autonomii regionu przez sąd konstytucyjny na wniosek partii rządzącej Mariano Rajoya. Jak wynika z opublikowanego w lipcu sondażu na zlecenie katalońskich władz, Katalończycy są podzieleni w sprawie niepodległości regionu: 41,1 proc jest za, a 49,4 proc. - przeciw. Według szacunków regionalnego rządu Katalonii 90 proc. osób z prawie 2,3 mln uczestników niedzielnego plebiscytu opowiedziało się za niepodległością regionu. Frekwencja wyniosła ok. 42 proc. Wysłane przez Madryt służby porządkowe przy użyciu siły próbowały zablokować plebiscyt. W efekcie rannych zostało blisko 900 osób.