Według nich, jest to dzieło Al-Kaidy. Zdaniem obserwatorów, ta czwarta już seria zamachów w Iraku na przestrzeni zaledwie pięciu dni stanowi kolejną oznakę, że stan bezpieczeństwa państwa pogorszył się w następstwie braku wyraźnego rozstrzygnięcia wyborów parlamentarnych z 7 marca. Rzecznik irackiego wojskowego dowództwa operacyjnego w Bagdadzie generał Kasim al-Musawi powiedział, że zamachowcy zdetonowali bomby domowej roboty, a w jednym przypadku samochód-pułapkę. Według niego, doszło do co najmniej siedmiu wybuchów, natomiast ambasada USA w Bagdadzie podała, że było ich pięć. Jak poinformował Musawi, zamachowcy zaatakowali budynki mieszkalne - w większości dwupiętrowe, ale także jeden pięciopiętrowy, stojący w śródmiejskiej dzielnicy Alawi. Według przedstawicieli służb medycznych i policji, w zamachach zginęło co najmniej 49 osób, w tym kobiety i dzieci. Zdaniem byłego premiera Ijada Alawiego, którego blok zdobył w wyborach o dwa mandaty więcej niż sojusz, któremu przewodzi premier Iraku Nuri al-Maliki, przyczyną obecnych aktów przemocy jest powyborczy impas polityczny. - Winna temu jest oczywiście próżnia władzy i to, jak gwałci się demokrację w Iraku. Ponieważ ludzie czują, że istnieją siły, które chcą sabotować drogę demokracji, do akcji wchodzą terroryści i Al-Kaida. Uważam, że ich działania w Iraku nasilą się - powiedział Alawi w wywiadzie dla agencji Associated Press. Dodał, iż trudno przewidzieć, kiedy powstanie nowy rząd iracki. - Może zostać sformowany za dwa miesiące, albo może to potrwać cztery lub pięć miesięcy - zaznaczył.