Na całej trasie przeważali prochińscy demonstranci, a sztafeta witana była entuzjastycznie. Agencje oceniają, że chińskie władze za punkt honoru przyjęły niedopuszczenie do powtórki niepokojów towarzyszących międzynarodowym przystankom ognia. Bieg, w którym uczestniczyło 120 osób, trwał ok. siedmiu godzin. Obserwowało go ponad 50 tys. ludzi - podała policja. Sztafecie towarzyszyło jednak kilka incydentów. Do protybetańskich demonstrantów dołączyli obrońcy praw człowieka domagający się prawdy na temat masakry na Placu Tiananmen w 1989 roku. Zatrzymano ok. 20 osób, tłumacząc to koniecznością odizolowania ich dla własnego bezpieczeństwa od prochińskich demonstrantów. 72- letni mężczyzna z transparentem, na którym domagał się podjęcia rozmów chińskich władz z przywódcą Tybetańczyków dalajlamą, został poturbowany przez przechodniów zarzucających mu zdradę. Ponadto ok. 100 działaczy ruchów prodemokratycznych domagało się wprowadzenia powszechnego prawa wyborczego w tej byłej brytyjskiej kolonii. Do 2047 roku, w ramach polityki "jeden kraj, dwa systemy" szef hongkońskiej administracji ma być wybierany przez radę, mianowaną głównie przez Pekin; jednocześnie Hongkong zachowuje swą odrębność. W dniach przed rozpoczęciem sztafety władze nie wpuściły na terytorium Hongkongu figurujących na czarnej liście obrońców praw człowieka. Aktorka Mia Farrow, która otrzymała zezwolenie na wjazd pod warunkiem, że nie zakłóci sztafety, zapewniła w piątek o swojej solidarności z Tybetańczykami i wytknęła Chinom współpracę z Sudanem, oskarżanym o popieranie mordów na czarnoskórej ludności w Darfurze.