Wysoki Sąd uznał, że ustawa nie jest zgodna z Prawem Podstawowym, czyli hongkońską małą konstytucją, i idzie dalej w ograniczeniach, "niż jest to racjonalnie konieczne". Szefowa administracji Hongkongu Carrie Lam wprowadziła zakaz zakrywania twarzy podczas demonstracji 4 października. By się nim posłużyć, skorzystała z kolonialnych, niestosowanych od pół wieku regulacji kryzysowych, które umożliwiają jej dowolną zmianę prawa z pominięciem normalnego procesu ustawodawczego. Pekin przyjął z aprobatą wprowadzenie zakazu masek, ale nie był on respektowany przez demonstrantów, nie doprowadził też do zmniejszenia skali manifestacji - przeciwnie, protesty nasiliły się. Eskalacja przemocy Do najnowszej eskalacji protestów doszło po postrzeleniu jednego z demonstrantów ostrą amunicją w czasie starć 11 listopada. Raniony 21-latek nie był uzbrojony, ale według policji usiłował wydrzeć funkcjonariuszowi pistolet, a policjant strzelił, by temu zapobiec. W sobotę na ulicach miasta pojawili się stacjonujący w Hongkongu żołnierze chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej (ALW) - po raz pierwszy od czerwca, gdy w regionie rozpoczęła się fala antyrządowych protestów. Mieli oni pomagać w usuwaniu barykad z ulic. Protesty w Hongkongu Pierwotną przyczyną trwających protestów był kontrowersyjny projekt nowelizacji prawa, który miał umożliwić ekstradycję podejrzanych do Chin kontynentalnych. Teraz demonstranci domagają się m.in. demokratycznych wyborów władz regionu i niezależnego śledztwa w sprawie działań policji. Hongkoński rząd, popierany przez władze w Pekinie, wykluczył jednak ustępstwa. Wielu mieszkańców Hongkongu uważa, że Pekin stopniowo ogranicza autonomię ich regionu. Chińskie władze deklarują tymczasem poszanowanie dla zasady "jeden kraj, dwa systemy", która przyznaje Hongkongowi szeroki zakres autonomii co najmniej do 2047 r. Według Pekinu, do eskalacji protestów w regionie przyczyniły się ingerencje "obcych sił", szczególnie Stanów Zjednoczonych.