Policjanci w maskach chirurgicznych zabezpieczyli hotel Metropak w turystycznej dzielnicy Wanchai, gdzie u 25-letniego Meksykanina stwierdzono grypę A/H1N1. Nikomu nie wolno wychodzić z budynku. Chory jest w stanie stabilnym. Dwanaście osób, które odmówiły pozostania w budynku, przewieziono w miejsce w pobliżu granicy z kontynentalnymi Chinami. Goście hotelowi są niezadowoleni. - Mam surrealistyczne uczucie zamknięcia w pułapce. Czuję się dobrze, ale trochę się denerwuję, bo zostawiłam 3,5-letnią córeczkę w Singapurze - powiedziała jedna z kobiet. Dodała, że dano jej porcję leku przeciw grypie Tamiflu na 10 dni. Pewien zdenerwowany Australijczyk zadzwonił do lokalnej telewizji i oświadczył, że chce wyjść. Wśród gości w hotelu w Honkongu jest dwóch Polaków. Przebywający tam pan Aleksander powiedział w sobotę w TVN 24, że zarówno on, jak i drugi Polak, czują się dobrze. Poinformował, że nie mieli oni kontaktu z Meksykaninem, u którego stwierdzono grypę typu A. Dodał, że przebywający w hotelu turyści mają zapewnioną opiekę lekarską. - Jest takie zalecenie, aby poruszać się w maskach. Mówi się, że nie dotyczy to osób, które mogłyby infekować - powiedział nasz rodak. Zdaniem eksperta ds. chorób zakaźnych Lo Wing Loka reakcja władz była przesadna. - Meksykanin zarażał już w samolocie. Miał wokół siebie mnóstwo osób na pokładzie, a potem, gdy szedł do odprawy celnej, czekał na bagaż i jechał taksówką - powiedział. - Jaki skutek może więc mieć izolowanie ludzi w hotelu? To misja niemożliwa. Przedstawiciele służby zdrowia zapewnili, że "podstawowe potrzeby" gości zostaną zapewnione. Będą też regularnie badani i będą mogli korzystać z pomocy psychologów.